Wednesday, September 24, 2014

All monsters are human.


  Ciemność.  Egipskie ciemności wokół mnie. Cały pokój jest zimny. Nie mam tu nic co by nie przypominało mi o tym pieprzonym 29 sierpnia. Czuję się obco na własnym terytorium.  Wszystko poprzestawiane,  pozmienianie...  
  Jestem sama. Przychodząc do domu,  dałam każdemu wyraźnie do zrozumienia, że chce być sama. Dostałam jakiejś cholernej blokady.  Po prostu, siedzę tu o ciemku,  wpatruję się w nocną  panoramę Berlina i myślę.  Parapet, dość szeroki zresztą,  służy mi jako fotel. Mam szeroko otwarte okna, siedzę z pociągniętymi kolanami i myślę. 
Ciekawe jak czują się ludzie, którzy nie mają nikogo.  Tacy kompletnie sami.  Czy oni cokolwiek czują? A może nie chcą czuć? Doskonale wiem,  jak to jest mieć kogoś a zarazem nie mieć.  We wnętrz jesteś wypalony,  tylko małe ogniki pozostały wokół serca,  w dodatku tak nieliczne, że można je uznać za nic. Na zewnątrz pokazujesz, że jest okej.  Uśmiechasz się, rozmawiasz a nawet rzucasz żartami.  
Ile bólu musi być w takim człowieku bez nikogo.  Od czterech lat jestem właśnie pół na pół;  z ognikami... Dokładnie 14 marca straciłam osobę, która była moim bezpiecznym portem. Ramionami i miłością.  Nie, to nie był mój chłopak. To był KTOŚ. 
Nie potrafię teraz o tym mówić nie płacząc.  Dla mnie to wciąż świeża rana. Nadal krwawi gdy zdrapuję strup. 
Od tych czterech lata, również jest KTOŚ.  Taki, który jest a nie którego już nie ma.  Dlaczego o tym teraz myślę?  Nie wiem czuję taką potrzebę.  Myślę o wszystkim i o niczym.
Westchnęłam i spojrzałam na swoje poranione ciało.  Mimo, że większość juz się zabliźniła wciąż je czuję. Brzydzę się samej siebie,  przez własną głupotę mam to co mam. Jestem wstrętna,  nie ma we mnie niczego.  Po prostu, resztki uczuć ze mnie właśnie wyparowują. I jestem tego świadoma, ale nie potrafię tego zatrzymać. Dzieje się to co ma się dziać. Kiedyś dumna jak paw,  teraz szara myszka.  Boję się każdego kto tu wchodzi.  Simone,  Gordon,  Andreas... Żadne z nich nie może tu wejść.  Wtedy krzyczę i panikuję.  Jedyna osoba, która może tu wejść jest ponad sześćset kilometrów stąd.  Zostawiła mnie i odeszła,  nikt nie wie na jak długo.  Przykre.

  Dzień pierwszy.  
Z dnia na dzień jest co raz gorzej.  Nie jem nie piję.  Wychodzę do łazienki i po jakaś suchą bułkę i wracam biegiem do pokoju.  Potem  znowu wychodzę i wymiotuję w łazience.  Leżę w łóżku całe dnie.  Noce przesiaduję na parapecie.  Obserwuję jesień i miasto.  Po podłodze walają się setki szkiców i rysunków. Ołówki,  długopisy,  węgiel.  Niegdyś moją pasja, dzisiaj służy mi tylko do obejrzenia w jakim nastroju jestem. 
Wychodzą mi włosy z głowy, mam sińce pod oczami i zaczerwienia na rękach.  Łykam tabletki od lekarzy i dodatkowo biorę nasenne od kilku nocy.  Czy to juz depresja?

(...) Dzień dwunasty. 
Rozmawiałam dzisiaj z bardzo błyskotliwą osobą. Jest w identycznej sytuacji co ja. Nawet podobne jesteśmy!  
Wypaliłam pół paczki papierosów i wypiłam czteropak.  Uzależnienie?  Nigdy. Impreza nic więcej.  Kopnęłam w drzwi i rycząc z bezsilności wróciłam do rozmowy, przed lustrem.  Chyba mam depresję.

  Dzień trzynasty. 
Słyszałam rozmowę Simone z Gordonem. Chcą mnie oddać.   Sądzą, że oszalałam.  Boją się o mnie.  Boja się o siebie. Szukają błędu.  Myślą , że coś mi jest a ja tylko się nienawidzę i tęsknię. Depresja bardzo możliwa.

(...) Dzień dwudziesty ósmy. 
Naszkicowałam siebie.  Jestem jeszcze bardziej zniszczona.  Śmieszne, mam bulimię.  Wyglądam jak wieszak.  Wypadek mnie unicestwił. Tęsknota zabiła. Mam depresję.

-Otwórz te pierdolone drzwi! 
-Wynoście się stąd!  
-Otwieraj! 
-Nie! 
Upadłam na łóżko dusząc się łzami.  Zakryłam twarz dłońmi. Nikt nic nie rozumie.  Czuję się jak cień. Nic ze mnie już nie zostało.  Dzisiaj mam swoje osiemnaste urodziny.  Jeden sms a uderzyłam pięścią w ścianę.  "Wszystkiego najlepszego. Wrócę, weź się w garść. "
Nie rozumiał. Do cholery nie rozumiał.  Myśli, że jestem głupia?  Może postradałam większość rozumu ale coś mi zostało!  Te jego zdjęcia w internecie z dziewczyną.  Ciągle ta sama. Wiem, że jest w drodze do LA.  Moja nienawiść rośnie.  Nie ma go od trzech miesięcy. Wyjechał bez słowa,  w środku nocy.  Uciekł jak tchórz a obiecał mi!  Miał mi pomóc!  Miał przy mnie być.  Tak zawsze sobie obiecywaliśmy. Zawsze straciło na wartości.

  Klęczałam w łazience na płytkach pochylając się nad ubikacją.  Korzystając z tego, że jestem sama w domu poszłam jeść. A potem wymiotować.  
Trzymałam włosy jedna ręka a druga podpierałam się. Słabo mi było, ale to już od kilku dni. Wstałam i spuszcając wodę przepłukałam usta. Zabrałam dwie dwu litrowe butelki wody do pokoju. Znowu się zamknęłam i odcięłam od świata. Jestem beznadziejna.  Ludzie mnie skrzywdzili teraz ja krzywdzę się sama. Jednak krzywda od innych zawsze będzie na mojej skórze.


" I'm in the foreign state
My thoughts they've slipped away
My words are leaving me
They caught an airplane
Because I thought of you
Just for the thought of you."*


  Zaczęłam stukać bezmyślnie paznokciami o szybę. Obserwuję niebo i czekam na deszcz.  Deszcz jest piękny, jesień jest piękna.  Niebo szarzało z każdą chwilą aż wkońcu pojedyńcze krople zaczęły uderzać o szybę. Zamknęłam oczy i uciekłam myślami do jednego dnia.

"-Gdzie idziemy?  Przecież pada! - zawołałam gdy Bill ciągnął mnie prze ogród na ulicę. 

-To tylko deszcz!  Nie jesteś z cukru. Niespodziankę mam. - uśmiechnął się czarująco, uśmiechem,  którym uśmiechał się tylko do mnie.  Pokręciłam głową i dałam się ciągnąć przed siebie. 
Przez las i łąkę,  aż nad skarpę.  Obrzeża Berlina są piękne.  Dookoła deszcz i ciemne niebo nad nami.  Usiedliśmy na trawie i spoglądaliśmy przed siebie na uśpione miasto. To naprawdę niesamowite miejsce.  Ma w sobie urok, który nie każdy zobaczy. 
Oparłam brodę o jego ramię i uśmiechnęłam się. 
-Wiesz co chciałem?  - pokręciłam głową. - Chciałem Ci pokazać co tracisz będąc taką zabieganą. Zwolnij czasami i zobacz jak pięknie jest dookoła.  Tylko twoje i moje serce to zobaczy..."
  
  Znowu mnie okłamał. To piękno nie istnieje.  Ludzie niszczą to wszystko po kolei.  Niszczą nawet samych siebie. To co było nie wróci.  I on też nie...

Otarłam wierzchiem dłoni łzy i oparłam potylicę o ścianę.  Muszę dać radę.  Wytrzymać tylko miesiąc, potem będzie juz dobrze.  Żadnej mnie i problemów.  Będzie nicość.  Taka jedna nicość...
Otworzyłam zdezorientowana oczy,  gdy usłyszałam znaną mi niegdyś melodię.  Zsunęłam się na ziemię i chwiejnym krokiem podeszłam do biurka. Chwyciłam telefon, który ostatnimi czasy siedział cicho.  Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam.  Serce na chwilę się zatrzymało by po chwili ruszyć dwa razy szybciej. Nie dzwonił,  nie pisał.  

Dzwoni Bill. 

Wahałam się czy odebrać i wysłuchać co ma mi do powiedzenia, ale zrezygnowałam.  Usiadłam obok łóżka i odkładając telefon obok swoich stóp oparłam czoło o kolana. Dlaczego nie odebrałam?  Sama nie wiem. Może dlatego, że moja tęsknota by wzrosła a depresja pogłębiła. Nie widziałam go tyle czasu.  Mam do niego uraz, za to wszystko. 
Nie zadzwonił następny raz. Nie napisał, odpuścił i tyle w temacie. 
Teraz w głowie mam tysiąc myśli bo co jeśli jednak wróci?  Kim będzie dla mnie a kim ja dla niego? Kim będzie ta laska ze zdjęć...
Znowu moja osobowość blaknie.  Wracam do starej siebie; cichej i zamkniętej. Najpierw tak mi pomagał a teraz zostawił. Nie odbiorę,  ani teraz ani nigdy. Jak się martwi niech przyjeżdża. Zresztą nie wierzę, że Simone mu nie powiedziała w jakim jestem stanie. Sama dobrze wiem w jakim jestem. Nic z tym nie zrobię tak jest dobrze.
Muszę nauczyć się żyć bez niego. Nie będzie tak jak kiedyś, nie będę żyła tak jak wtedy gdy mnie zmienił. 

*~

  Siedział na pościelonym łóżku i palił drugiego papierosa. Za oknami było słychać jak Los Angeles się bawi. W sobotę, każdy wybierał się na imprezę ze znajomymi. Sam dawno pewnie byłby już w jednym z klubów gdyby nie jedna sprawa. Zaciągnął się papierosem i podszedł do drzwi balkonowych by je rozsunąć i oprzeć się o futrynę patrząc tępo przed siebie. Czuł się nieswojo i dziwnie. Minęło sporo czasu, chciał by ona nauczyła się żyć sama. Nie mogli wiecznie razem być wszędzie, chciał nauczyć ją samodzielności. Wyjechał, niezważał na to jak to przyjmie. Decyzja zapadła w nocy, szybko zabukował bilety, i zabierając Toma wyjechali. Nawet udało mu przez chwilę poczuć się wolnym. Pierwsze dni spędził z bratem na Malediwach sporo imprezując. Pił, spał i znów pił. Tom dotrzymywał mu kroku i różnież nie zostawał w tyle. Jedna nocna przygoda przywiązała go do jednej kruchej osoby. Długie rude włosy owijał każdej nocy o nadgarstek, całował pełne malinowe wargi, gładził chude biodra i wpatrywał się w fiołkowe oczy. Zabrał ją, niezważał na nic, na to czy ktoś im zrobi zdjęcie czy nie, czy ONA się dowie - miał gdzieś. Chciał mieć tą kruchą istotkę przy sobie i tak też się stało. Poczuł tak silną więź z nią gdy pierwszy raz ją spotkał, nie czuł tego już tyle czasu...
Westchnął gdy droobne dłonie oplotły go w pasie a nagie ciało przywarło do jego pleców. Pogładził opuszkami jej splecione dłonie i uśmiechnął się. Zgasił papierosa i odwróćił się przodem do Kim. Chwycił jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował a potem wtulił twarz w jej szyję wciągając zapach wanilii.
-Bill..dzieje się coś? Jesteś jakiś dziwny. - zapytała rysując kółeczka na jego nagich plecach. Pokręcił tylko głową i mocniej się do niej przytulił. Było mu dobrze, zawsze przy niej było mu tak idealnie dobrze, że aż prawie nierealnie. 
-Wszystko okej. Kocham Cię.. - nic nie odpowiedziała bo pocałował ją w czubek głowy i zaciągnął ją do środka zamykając drzwi. Spojrzał na nią jak zakłada szlafrok na ramiona i poszedł w jej ślady. Usiadł na łóżku a ona wdrapała się na jego kolana. Gładził jej ramię i całował we włosy. - Chciałbym by było tak zawsze...
Podniosła głowę i spojrzała na niego ździwiona. 
-Znaczy jak?
-Tak jak teraz. Ja, Ty i Tom. Jestem szczęśliwy. - powiedział i uśmiechnął się przeczesując dłonią włosy. Miał obawę, że to mogłoby kiedyś zniknąć. Starał się wszystko zatrzymać przy sobie i nigdy nie tracić.
-Będzie Billy...nie zostawię Cię.

Słyszał wszystko. Akurat przechodził i usłyszał jak rozmawiają. Nigdy nie podsłuchiwał, ale tym razem ciekawość zwyciężyła. Przystanął w miarę blisko drzwi i słuchał. Doszły do niego słowa, które wywołały u niego szeroki uśmiech. Serce cieszyło się strasznie. Jego brat pierwszy raz od długiego czasu przyznał, że jest szczęśliwy. Cieszył się jego szczęściem. 
Bardzo lubił Kim, była naprawdę urocza. Pasowała do jego brata perfekcyjnie. Nie to co ta cała Annie. An, była zbyt odważna i nawet agresywna. Często go denerwowała więc nie widział jakotakich powodów by się z nią bardziej zadawać niż to konieczne. Może i za brzydka nie była ale ładna w sumie też, taka przeciętna. Z biegiem czasu strasznie się zmieniła co wogóle było straszne. Jej wygląd, jej spoób bycia, niegdyś cicha mszka stała się drapieżcą. Bill był nią zauroczony, przyjaźnili się już kilka lat. Wiedział, że jego brat się "dusi" będąc w takiej przyjaźni, ale jednak było w niej coś, co go przy niej trzymało. 
A potem ten cholerny wypadek. Pamiętał go.
Byli razem na imprezie u Anderasa, An piła i tańczyła z każdym. Bill i on rozmawiali i plili ale nie tyle co ona, więc myśleli w miarę trzeźwo. Pamiętał te łzy, które toczył się z oczu jego brata gdy ta wjechała prosto samochodem w drugi samochód. Głupi zakład, przez takie coś utrzymywała się w śpiączce tyle czasu... Nie ważne kim była ani kim jest, chciał ją udusić za łzy i rozpacz Billa. Od tej pory stała mu się bardziej obojętna niż kiedyś. 
Zdziwił się więć gdy jego brat przyszedł w nocy i oznajmił, że się wyprowadzają. Miał po cichu się spakować i zejść na dół. Pojechali więc bez słowa na Malediwy by poimprezować i się odprężyć. Należał im się odpoczynek. Wtedy na jednej imprezie poznał właśnie Kim. Przetańczyła z jego bratem większość czasu, z nim rónież tańczyła. Po wszystkim spotkali się ponownie i ich znajomość rozkwitła i razem we trójkę wyprowadzili się do Los Angeles by odciąć się od Annie. Nowe życie, nowi ludzie, nowy start...

--------------------------------------------------------------
*Birdy - Wings
Dziękuję za opinie spod prologu!  Bardzo mnie to zmotywowało. Liczę, że was przybędzie.  Jak widać blog niedokońca ogarnięty ale nie mam na to czasu xD Pamiętajcie by zostawić po sobie najmniejszy komentarz chociażby!  To bardzo daje mi kopa.
Ah, i jeśli ktoś zechce mi pomóc i potrafi robić szablony to proszę o jakiś  kontakt do siebie w komentarzach!  ;)

Friday, September 19, 2014

Prologue


  Czasami życie wydaje się nam smutne. Czasami wszyscy ludzie wydają się być smutni. 
Czasami niegdyś wesołe dzieci zdają się być smutne. Wszystko traci kolory. Trudno udawać kogoś innego. Tutejsze miasto mimo całkiem sporej populacji wydaje się małe. Każdy każdego kojarzy bądź zna. Przez 5 lat mieszkania tutaj zorientowałam się jacy ludzie są wścibscy i jak bardzo lubią wymyślać niestworzone historie.
Nie mówię o tym, że chciałabym aby każdy całował mnie po stopach, ale liczyłam na odrobinę szacunku bądź tolerancji. Ludzie mnie brzydzą, zniszczyli moją opinie o nich w dniu, w którym przekroczyłam mury tej przeklętej szkoły. Dlaczego nie potrafię cofnąć czasu? 
Bardzo bym chciała każdego naprawić. Inny nie znaczy gorszy. Ludzie tacy jak ja są słabi i tłamszą emocje w sobie nie pozwalając im wyjść. Dopiero gdy już się otworzymy przed kimś wszystko wychodzi na światło. Łzy, krzyk i ból. 
Czasami brakuje nam ramion, które nas otulą i ukołyszą. Brakuje nam ust, które będą składać pocałunki na czubku głowy i które będą szeptać, że wszystko co złe kiedyś się kończy. Jestem silna emocjonalnie. Nie płaczę. Wróć, nie płakałam...
  Odkąd tylko pamiętam, każde moje wspomnienie było dość wesołe. Jeden człowiek sprawił, że w niecałe pół godziny łzy leciały mi już tylko ze śmiechu. Białe ale za to krzywe ząbki dodawały mu uroku gdy śmiał się. I za to go kocham. Był mój i nadal jest. Mój najcenniejszy przyjaciel, brat, pocieszyciel, nauczyciel i przede wszystkim, mój stróż. Zawsze przy mnie, zawsze razem.

  Nigdy się nie kłóciliśmy. Byliśmy jak ogień i woda, jak Yin i Yang. Różni ale tworzący jedność. Jedno uzupełnia drugiego. On mnie uczył ja uczyłam jego. Nie pamiętam by była sytuacja z, której nie wyszliśmy cało. 
On zawsze zwracał na siebie uwagę. Otworzył mnie i nauczył pokazywać siebie innym. W przeciągu 5 lat stałam się kimś kim byłam zawsze ale nie potrafiłam się ujawnić. Razem od tamtej pory zwracamy na siebie uwagę, ale kogo to obchodzi? Jesteśmy wolni. Cieszymy się każdą chwilą. I być może zbyt mocno ja to robiłam. Przez moje branie z życia wszystkiego co najlepsze, balansuję na krawędzi pomiędzy życiem a śmiercią. Teraz nie mogę się dogadać z własną duszą. Śmieszne.
Obudzę się dla niego. Słyszę co mówi, jak łka i błaga bym otworzyła oczy. Jak bardzo chce mnie usłyszeć. Jestem jego małą księżniczką. Zawsze tak mówił. Mówił tak i teraz, w dzień i w nocy. Nie zostawiał mnie tutaj na długo. Trwał, po prostu tutaj był i to mi pokazało kim dla niego jestem.
  Życie wymaga od nas całkiem sporo. Poświęcenia są nieraz tak straszne, że wolimy zniknąć niż walczyć. Miłość bywa ślepa. Będąc zakochanym czujesz się pusty wewnątrz. Można kogoś kochać jak brata czy siostrę ale nigdy nie kochaj jak kogoś więcej. To jak samobójstwo. Na ziemi jest pond 7 miliardów ludzi i prawie każdy szuka miłości. Czują się samotni, wiedzą, że chcą mieć kogoś. Tak naprawdę to oni nie wiedzą na co się szykują. Bądźmy więc samobójcami. 
  Cisza jest krępująca, gdy kiedyś niekończące się tematy, stają się niczym. Nagła zmiana w ludziach i wszystko co było traci sens. Ludzie szukają sensu wraz z latami zapominają co było dla nich kiedyś najważniejsze. Starych przyjaciół zastępują nowymi, zmieniają mieszkania i prace, odcinają się od przeszłości. Większość tak ucieka przed problemami. Też taka kiedyś byłam. Tchórzyłam za każdym możliwym razem i taka prawda. Chciałam być dzieckiem gorszego Boga. Zawsze tak mówiłam. Tylko ja sama mogłam się zmienić, przynajmniej tak myślałam. A potem zjawił się on i nic nie było takie same…

"I don't even go see outside the ground and find the feeling that's inside me,
Forever calm and faceless love,
Please don't take this life from me."*

"Droga Duszo, nie opuszczaj mnie.
Chciałabym jeszcze raz zobaczyć te czekoladowe oczy. Poczuć zapach tych perfum i szamponu do włosów. Usłyszeć ten śmiech, który co dzień rano witał mnie pod drzwiami. Pozwól mi przejść się krętą ścieżką lasu na boso. Daj mi jeszcze chwilę, bym mogła się nacieszyć jego obecnością. Tylko tyle. Chcę się z nim położyć na kocu wśród pól i zasnąć w jego ramionach. Ciągle wspominam jak mnie zabierał na spacery w deszczu. Jak gonił się z psami by potem mógł upaść na koc obok mnie i swojego brata. Oh, a pamiętasz? W zeszłym roku, na moje urodziny zabrał mnie pod namiot i się zgubiliśmy. Potem Tom nas szukał, i tak nie znalazł. Kocham wspomnienia związane z tą Czarnowłosą Zmorą. Jest moim przyjacielem od tylu lat. Nigdy mnie nie zostawił, zawsze bronił i ocierał łzy porażki. Jego brat choć nie przepada za mną szczególnie to też się martwi. Bill cierpi to i jemu się udziela. 
Więc moja kochana zostań jeszcze. Obie wiemy, że to nie czas. To się nie miało tak skończyć. Przez moją nieuwagę mam zakończyć już te 18 lat? Nawet jeszcze tyle nie minęło! Mogę cierpieć, ale tylko daj mi szansę na jego zobaczenie. Strasznie mi go brakuje. Wiem, że siedzi właśnie obok na krześle. Słyszę go i Toma. Są tutaj i zmieniają się tylko by jeden mógł iść do domu. Oni także cierpią. Musisz być wyrozumiała, nie krzywdź ich. Pewnego dnia pozwolę Ci odejść ale wtedy ich na to przygotuję. Zrozumieją, zawsze rozumieli. Są bardzo mądrzy. Zaraz otworzę oczy i rzucę się im na szyję. Ty zostań ze mną. Bez Ciebie nie otworzę oczu i nie zacznę sama oddychać. Wejdź z powrotem na swoje miejsce i nie uciekaj. Wiem, że lubisz gdy tyle myślę. Wtedy czujesz, że ty żyjesz a ja... A ja mam powód by myśleć. 
Teraz ścisnę dłoń Czarnego, która trzyma moją i otworzę oczy, a ty mi pomóż. Dobrze? Na trzy. Raz...dwa...trzy...!"

-Doktorze! Ona się obudziła!

-Matko święta...cud się stał! Siostro...!
_________________________________________________________________________________
*Motionless In White - Violets are blue