Saturday, October 25, 2014

This Heart of Fire is burning proud.




-Ann...? Jesteś pewna? 
-Jak nigdy. On mnie tu po tym wszystkim nigdy nie spotka.
-A więc zgoda.

*~
  Szedł z bratem ramie w ramię. Palili w ciszy papierosy i cieszyli się chwilą tylko w dwóch. Dawno nie mogli tak po prostu wstać i wyjść. Dziewczyna Billa wyjechała do rodziny na święta, chociaż początkowo święta miała spędzić z Czarnowłosym i jego rodziną. Czas leciał niebłaganie szybko, przeciekał przez palce. Zostały dokładnie dwa dni do świąt a on i jego brat mają zabukowane bilety do Niemiec. Wiedział, że zobaczy Gordona, mamę i... I JĄ. Minęło już całkiem sporo czasu od wypadku czy od jego wyjazdu.
Właśnie dzisiaj musiało go wziąć i coś mu wbijało się w serce.
Usiadł z bratem na ławce w parku i podparł dłonią policzek. Chciał tam pojechać, ale nie jest pewny co do tego jak zareaguje gdy ją zobaczy, ani jak zareaguje ona. Czego się bał? Odrzucenia? Tego, że ona go odrzuci i ucieknie, tak jak on? Skoro jej się ułożyło jakoś to on nie chce tego niszczyć, nie chce jej niszczyć. Zawsze wieczorami wyobrażał sobie jakby to było gdyby zamiast jego dziewczyny leżała obok Annie... Co by wtedy było inaczej? Inaczej pachnące poduszki, ciało, inne ciepło i inna miłość?
-Myślisz o niej. - stwierdził Tom patrząc na brata. Tom doskonale wiedział co się dzieje z Billem w każdej chwili.
-Myślę. Pamiętasz jak się u nas znalazła? - zapytał a jego bliźniak oparł się o oparcie i odchylając głowę do tyłu zamknął oczy wypuścił dym z usta i uśmiechnął się.
-Pamiętam, że rozwaliłeś jej nos...potem było jeszcze... Wiem, jej rodzice pewnego razu zniknęli i Gordon ją zabrał do nas. Tyle chyba, nie wiele pamiętam z tamtego okresu. - mruknął drapiąc się po czole.
-Tak, było. Ciekawe co z jej rodzicami. Musi za nimi tęsknić, wyjechali tak nagle i bez słowa...
-Zupełnie tak jak i ty. - powiedział Tom i wstał podając dłoń bratu by i tamten się podniósł. - Nie przepadam za nią, ale zachowałeś się trochę jak tchórz Billy... - strzepnął bratu niewidzialny kurz z ramienia i spojrzał w oczy. - Chcąc nie chcąc musisz z nią porozmawiać.
-Wiem to. Nie wiem  czy ona chce rozmawiać ze mną. Bo ona się chyba zmieniła, albo ja...

"Obserwowałem ją. Stała z jakimś dziewczynami i coś mi tu nie pasowało. Alkohol rozluźnił Ann, przez co się boje. Wcześniej grały w karty na kanapie. Myślę, że coś tu się ma na rzeczy. Rudowłosa podała Ann jakiegoś drinka, a ta go wypiła na raz. Wyszły przed dom, a ja nie zwlekając chwyciłem Toma i ciągnąc go za rękę wyszliśmy za nimi. Nie zdążyłem. Ann, właśnie siedziała za kierownicą samochodu Zoe- dziewczyny Andreasa. Nie było czasu na jakąkolwiek reakcję.
Wszystko działo się strasznie szybko, jak w filmie. Widziałem białe światła i drugi samochód, potem by huk. Szkło, krew, wrzaski i łzy. Poryczałem się i szarpałem. Tom trzymał mnie i tulił do siebie. Andreas, który wybiegł zadzwonił po policję i pogotowie. Głowa tak strasznie mnie bolała, a oczy piekły. Nie widziałem nic, mój brat zaciągnął mnie do domu i napchał jakimiś tabletkami. Ciągle pytałem o nią, ale nie dowiedziałem się nic. 
Mijały godziny, a ja leżałem na wznak patrząc się na lampę. Byłem otumaniony przez ziółka i tabletki, które Andreas dał mi żebym się uspokoił. Czekaliśmy, na coś, cokolwiek co by nam powiedziało o stanie w jakim znajduje się moja przyjaciółka. Tomowi trzęsły się ręce, mimo iż za nią nie przepadał to się martwił. Tylko nie wiem czy bardziej o nią czy o mnie..."

Wtedy czuł się jak jedno wielkie nic. Nic nie mógł zrobić, a się obwiniał mimo to. Tam nawet nie było czasu by mrugnąć. W głowie huczało mu od natłoku myśli. Płakał jak bóbr i do dzisiaj nie wie dlaczego nie potrafi zapomnieć tamtego dnia.
  Wrócili do domu i usiedli przy piwie. Milczeli, nie potrzebowali słów by się rozumieć w tym momencie. Tom był świadom, że Bill boi się, że ona go odrzuci. Jego mały Billy, miał dziewczynę, którą kochał tylko i wyłącznie syntetycznie. To nie była miłość z jego strony, to było tylko złudzenie. Na początku tego nie spostrzegł, ale gdy zobaczył w jego oczach to uczucie wolności i ulgi gdy ona wyjechała upewniło go we wszystkim. On nie chciał być sam, ubzdurał sobie więc, że się zakochał w tej dziewczynie. Oczywiście Tom ją polubił i cieszył się z ich związku. Teraz nie wiedział czy woli udawane szczęście od związku z Ann...

"And I'd give up forever to touch you 
'Cause I know that you feel me somehow
 You're The closest to heaven that I'll ever be 
And I don't want to go home right now."*

  Oglądali jakiś dramat w telewizji i zjadali żelki. Coraz mniej godzin dzieliło ich od lotu do Niemiec. Tom był cały spokojny, gorzej z Billem, który bał się reakcji Ann na jego widok. Przecież jest dużym chłopcem, musi sobie poradzić i stawić temu czoła. Zjawi się w domu u rodziców, czy dziewczyna będzie tego chciała czy nie. Żal mu trochę tylko, że Kim pojechała do rodziny, tak przynajmniej mógłby zabrać ją ze sobą i utrzeć nosa Ann. Dlaczego...? Sam nie wiedział, może po prostu chciał aby była zazdrosna o niego? Lubił na nią patrzeć gdy się wściekała o coś. Marszczył jej się nos tak śmiesznie a policzki lekko zapadały. Często gdy Tom ją specjalnie denerwował, rzucała w niego poduszkami. Kilka tygodni przed wypadkiem, to nawet rzuciła się na niego ze swoimi drobnymi piąsteczkami. A poszło o zwykłą paczkę żelek... Tom trzymał ją wtedy przerzuconą przez ramię i podrzucał do góry co jakiś czas. Piszczała i uderzała go po plecach.
  Bliźniak krzyknął mu do ucha na co ten popukał się w czoło. Tom pokręcił głową i przeciągnął się wyciągając papierosy z kieszeni. Bill bez pozwolenia wyciągnął jednego z paczki i położył nogi na ławę.
-Wiesz Tom, myślę, że twój garnitur będzie idealny. Mama będzie zachwycona kiedy cię zobaczy. - wypuścił dym z ust i spojrzał na brata.
-Zapomnij - prychnął. - Nigdy nie założę tego lateksu!
-Gdyby to był lateks... Niby w czym zamierzasz pójść?
-Nie wiem. Coś wymyślę, zresztą daj już spokój.
Zawsze gdy byli we dwójkę, mogli rozmawiać na przeróżne tematy. Każdy miał coś do powiedzenia i na krótkim "tak" lub "nie" się nigdy nie kończyło. Kłócili się dopóki Gustav lub Georg ich nie rozdzielili. Nie raz któryś oberwał, lecz nie na tyle mocno by coś się stało. Rozumieli się bez słów.

"Monachium 2007 rok.
Całe Tokio Hotel wraz z Davidem siedzieli w barze. Pili i tańczyli.
Każdy cieszył się z udanego koncertu. Gustav z Georgiem umierali ze śmiechu gdy Tom z Billem przegrali zakład i musieli się pocałować. Wycierali usta o rękawy i przysięgali, że nigdy już się nie założą. 
David, czuł się jakby to były jego dzieci. Czwórka wspaniałych chłopaków, przyjaciół, braci. 
Tworzyli jedną wielką rodzinę. 
Bill spojrzał na Toma, gdy tylko ten uchwycił jego wzrok już wiedział o co chodzi. Młodszy z braci, gdy tylko weszli do baru, obrał sobie za cel uszczęśliwienie Gucia. Obaj bracia podnieśli się z miejsc i skierowali się w stronę baru. Długonoga kelnerka o złocistych włosach obdarzyła ich uśmiechem. Bliźniacy zaczęli ją uwodzić aż w końću uległa i wróciła z nimi do stolika. Zostawiła bar koleżance a sama zaczęła bawić się z zespołem. Dredziarz i czarnowłosy byli z siebie dumni bo tym sposobem znaleźli dziewczynę dla Gustava. 
Podarowali mu kawałek nieba.
Kawałek czegoś niezwykłego.
Kawałek serca Anabell."

*~

  Czarnowłosa dziewczyna szybkim krokiem przemierzała ulice Berlina. Ciągle poprawiała szalik, któy uporczywie zsuwał się jej z szyji. Białe płatki śniegu migotały w długich włosach. Para z ust pokazywała jak bardzo zimno było na zewnątrz. Zatrzymała się przed wysokim budynkiem i przyglądała się sklepowej wystawie. Zostały dwa dni, dwa dni zanim się rozpłynie. Weszła do sklepu i lawirując między półkami stanęła w dziale z zabawkami.
"Zawsze takiego chciałem. Miałem identycznego w dzieciństwie..."
Co roku, byli w tym samym sklepie i oglądali tą samą wystawę. Tylko tutaj były te olbrzymy. Biały, puszysty i czterometrowy miś. Cena była ogromna, ale warto było wydać te 45 euro, by tylko znów zobaczyć najpiękniejszy uśmiech jakikiedykolwiek było dane jej zobaczyć. Chwila szczęścia należy się każdemu. Nawet jemu, najgorszemu facetowi jakiego spotkała, komuś kto odszedł wraz z częścią jej.
Zabrała gigantycznego misia i udała się do kasy. Wychodząc wpadła na kogoś. Jak oparzona wstała i otrzepała ubranie.
-Przepraszam! Nie zauważyłam pana! - powiedziała zażenowana swoją nieuwagą. Brunet również wstał i uśmiechnął się. Poprawił kurtkę i wyciągnął dłoń w kierunku Ann. 
-Jestem Alan. - przedstawił się. Dziewczyna trzymając jedną ręką misia drugą uścisnęła dłoń Alana. Duże niebieskie oczy, które wyglądały jak ocean, pełne usta, blada cera i delikatna skóra. Uśmiech z sam siebie wkradł się na twarz Annie.
-Jestem Ann, miło mi Cię poznać i przepraszam. - powiedziała i puściła jego dłoń. Wcale nie chciała jej puszczać, ale nie chciała wyjść na jakąś lekko trzepniętą. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się tak pewna siebie. Patrzyłą mu prosto w oczy i ani jej się śniło spuszczać wzroku. Była przepełniona odwagą i oczarowana jego osobą. Zapach jego perfum był tak intensywny, że kręciło jej się w głowie, zamrugała oczami by odgonić niechciane uczucie słabości. 
Więc stali tam i się nie odzywali, po prostu patrzyli sobie w oczy. Czas stanął w miejscu, w tym momencie nie liczyło się nic innego oprócz jego oczu.
On sam czuł się inaczej. Intensywnie zielone tęczówki wpatrywały się w jego. Kilka czarnych włosów opadło jej na twarz. Zapach piżma podrażniał jego nozdrza, nie mógł przestać patrzeć w jej oczy. Nic nie robili, tylko stali i czytali sobie z oczu. Jej oczy były smutne mimo uśmiechu na twarzy, była dla niego jak zagadka. Była strasznie szczupła co go zaniepokoiło, ale przecież każdy nie wygląda tak samo.
Odchrząknął, czując, że dziewczyna zaczyna już się stresować.
-Em...to ja już pójdę. - mruknęła Annie i posłała mu delikatny uśmiech. Zanim zdążyła odejść, chwycił ją za nadgarstek i do ręki wcisną karteczkę. Jedyne co mógł zrobić.

  Z ledwością zaciągnęła pluszaka do domu. Rozebrała płaszcz i ściągnęła buty. Miśka posadziła na kanapie w salonie a sama poszła do kuchni. Zastała tam Simone na co uśmiechnęła się i przywitała. Nalała sobie szklankę wody a gdy matka bliźniaków chciała ją nakłonić do zjedzenia czegoś odmówiła, kłamiąc, że jadła na mieście. Wiedziała, że jej nie uwierzy ale nie miała ochoty nawet z nią się o to kłócić. Wyszła i usiadła w salonie włączając telewizor. Znowu rutyna, nie odzywa się, nie je i snuje się z kąta w kąt. Ten dom na nią źle działał, negatywna enegria w postaci wspomnień odbierała jej cień szansy na to, że będzie okej. 
Spojrzała na pluszaka i prychnęła. Nienawidzi go ale kupiła mu prezent. Wyciągnęła z kieszeni jeansów małą kartkę z ciągiem cyfr. Nie zaoponowała gdy wcisnął jej tą karteczkę, nie miała czasu bo zmył się tak szybko... 
W jednej dłoni telefon w drugiej kartka. Westchnęła, co jej szkodzi...

"Hej. Tutaj Ann :) Myślałam o Tobie..."

  Myślałam o Tobie... wkopała się. To tak jakby napisała, że jej na nim zależy, zależy na tym aby odpisał. Mogła napisać coś innego! Cokolwiek... Wzięła miśka i wciągnęła go po schodach na górę do pokoju. Usiadła przy biurku i spojrzała na niedokończony obraz Simone i Gordona. Prezent na święta...chciała by był on wyjątkowy, więc zaczęła go malować na początku zeszłego tygodnia. Nikt do jej pokoju nie wchodził gdy jej nie było więc zostawiała go na blacie bez obaw, że ktoś go zobaczy. Uśmiechnęła się do siebie i przejechała opuszkiem palca po konturze twarzy Blondwłosej kobiety. Była zadowolona z siebie jak nigdy. Wyszło jej cudownie. Nie skończony ale już widać, że będzie jednym z lepszych jej prac.
  Nigdy nie ćwiczyła, ani nie chodziła na żadne zajęcia plastyczne. Potrafiła narysować cokolwiek od tak sobie. Wiele razy rysowała Billa, ale on nigdy nie widział tych obrazów, nawet nie wiedział, że takie powstały. W nocy przychodziła i cicho siadała szkicując jego śpiącą sylwetkę. Nie czuł jej obecności, nie był świadomy niczego co się wtedy działo.Śnił o niej, a ona nie wiedziała dlaczego się uśmiechał przez sen. Trzymał swoje sny o niej na kartkach, pisał a potem śpiewał. Każdą piosenkę pisał z myślą o niej i swoich snach. Każdej nocy sen był o niej, ale pokazywał inną scenę. Jakby to było życie w którym byli razem, jakby ono wyglądało wtedy.
Jeden z obrazów wisi nad jej łóżkiem. Czarno, szaro, biały obraz na którym dwójka ludzi stoi wtulona w siebie, nocą w parku. Tak było, to oni i Annie doskonale pamiętała, dlaczego tam stali. Pokłóciła się z nim i uciekła, było strasznie późno ale mało ją to interesowało. Tom widząc jak bliźniak siedzi i się martwi kazał mu wyjść i jej szukać, a wrócić dopiero może jak ją znajdzie...

"Też o Tobie myślałem Annie. Cieszę się, że napisałaś..."

  Odpisał, czyli nie zrobiła z siebie idiotki. Uśmiechnęła się i zabierając telefon rzuciła się na łóżko. Leżąc w poprzek niego, kiwała nogami nad podłogą. Nie przepadała za nowymi znajomościami, lecz teraz chciała spróbować. Nie może żyć wiecznie uwięziona przeszłością. Niektóre nawyki i tak jej zostaną, ale postara się to zmienić, dla lepszego życia. Skoro zaraz po świętach zdecydowała się wyprowadzić to musi sobie poradzić z samą sobą. Musi być teraz silniejsza niż zwykle.

"Też się cieszę, że napisałam."

  Nie wiedziała co odpisać. Nie znała go, można nawet powiedzieć, że się go bała. Chciała ciągnąć tą znajomość jak najdłużej. Miała Andreasa, ale i on ma swoje życie i dziewczynę... Wciągu miesiąca z Andreasem widziała się tylko cztery razy. Nie ma mu za złe tego, że nie ma dla niej czasu bo gdy on go miał i chciał z nią pogadać to ona wszystkich bez wyjątków wyrzucała z pokoju. Wogóle szczęściem było gdy kogoś do niego wpuściła.
Alan miał w sobie coś co ją ciągneło do niego. Miał ciepły i kojący głos, oczy z cudowną głębią... Ten człowiek  był kimś wyjątkowym i nigdy by nie pomyślała, że zapragnie kogoś tak bardzo poznać.


  Zapinała właśnie ostatnie guziki w koszuli i szykowała się do wyjścia. Został dzień. Nie czuła nic, funkcjonowała jak zawsze a nawet zjadła dzisiaj śniadanie - jabłko. Nie czuła głodu, a pomimo szczupłej sylwetki i 40 kilogramów, nadal patrząc w lustro widziała siebie kilkadziesiąt kilogramów grubszą. A ona nie chciała być gruba. Chciałą być szczupła, jednak w pewnym momencie źle się to potoczyło.
Pisała wczoraj do późna z Alanem i umówiła się z nim w kawiarni. Czarne rurki, czerwona koszula w czarno-granatową kratę i kozaki do połowy łydek. Wciskając telefon do kieszeni, zarzuciła płaszcz i wyszła. Myślała o jutrze, zanim położyła się spać, dzwonił. Simone chodziła cała w skowronkach, że ich znowu zobaczy. Po Gordonie może i tego tak nie widać, ale różnież się cieszył. Tylko ona jedna nie cieszyła się, gdzieś głęboko brakowało jej go, ale to wszystko. Nie zamierza mu rzucać się na szyję czy coś w tym stylu. Podejdzie, przywita się potem złoży życzenia i dam mu prezent. On zawsze dawał jej prezenty więc liczyła, że i tym razem coś dostanie.
Gdy dotarła do Berlina dochodziła trzecia. Weszła do kawiarni i wzrokiem zaczęła szukać chłopaka. Siedział w rogu sali i uśmiechał się do niej. Zdjęła płaszcz i podeszła a on jak na zawołanie wstał i pocałował ją w policzek. Czarnowłosa spłonęła rumieńcem, oprócz Billa nikt jej nie całował, nawet w policzek. Nie odzywali się większość czasu, zamówili tylko gorącą czekoladę. Bała się odezwać, nie chciała się zbłaźnić, więc gdy tylko on zaczął temat ucieszyła się.
-A w sylwestra, masz coś konkretnego w planach? - zapytał spoglądając na nią. Przekrzywił głowę i z miną myślącego, wydawał się taki rozczulający.
-W sumie to nie. Chciałam się wyprowadzić zaraz po tych świętach. - powiedziała mieszając łyżeczką. Miała już plany, chciała wrócić do domu w Wiedniu. Od lat stał pusty i nikt tam nie zaglądał. Należał do jej rodziców, w wakacje często tam jeździli.
-Skoro tak... Pomogę Ci w przeprowadzce a potem spędzimy sylwestra razem u Ciebie. Co ty na to?
-W porządku. - uśmiechnęła się. Czuła się bezpiecznie. Dowiedziała się o nim trochę jak i on o niej.
Powiedziała mu wszystko, zaczynając od wypadku kończąc na tym, że nie ma nikogo bliskiego. Pominęła tylko to, jak bardzo pragnie być chudszą.

  Wyszedł z nią z kina, trzymając ją w pasie. Polubił tą dziewczynę, nie wierzył, że osoba spotkana przypadkowo na ulicy wniesie mu tyle do życia. Znają się dopiero jedeń dzień, a on ma wrażenie jakby to była wieczność. Swoboda jaka panowała gdy był z nią...to było niesamowite.
Byli na komedi, płakali ze śmiechu. Miała piękny uśmiech, podbiła tym jego serce. Była taka naturalna, żadnego makijażu czy innych zbędnych poprawek. Miała wyjątkową osobowość, znała swoją wartość i wiedziała jak daleko może się posunąć. Chciał się z nią zaprzyjaźnić, jak na początek to by było coś, chciał ją poznać bardziej i zdobyć jej zaufanie. Chciał ją chronić.

*~

Nerwy targały nim od chwili, w której Tom powiedział mu, że ma się zbierać. 12 godzin w samolocie, tyle go dzieliło od  zobaczenia się z rodziną i nie tylko. Miał dla niej prezent, jak i dla każdego. Nie był pewny czy zastanie ją w domu, znał ją i wiedział, że zawsze mogła uciec. Chciałby ją przytulić i przeprosić, zawsze mu ulegała chciał to teraz wykorzystać. Chciała aby mu wybaczyła, potrzebował czystego sumienia. Czasami mógłby jej więcej nie zobaczyć i co wtedy? Musiał działać, chociaż się bał, tak najzwyczajniej w świecie się bał.
Szarpnął torbę, ciągnąc ją za sobą na korytarz. Postawił swoją obok torby brata i zszedł do kuchni. Wyciągnął sok z szafki i usiadł na barowym krześle. Zachowuje się jak nastolatek przed pierwszym razem, co się z nim do diabła dzieje! Wszystko się komplikuje, nic nie może utrzymać. Mimo, że Tom i Kim go wspierają on nadal zastanawia się "co by było gdyby...?".
-Bill, musimy już iść. - do kuchni wszedł Tom kładąc klucze od auta na blacie. Zamknął oczy i głęboko odetchnął. Zsunął się z szafek i wyminął brata...

 "And I will stop trying to fal in love again
And keep it a secret, it never works out anyway
But I'm not anything like it was
Cause you were the only one for me."**

____________________________________________________________________________
Więc jest coś :) Ogólnie końcówkę dociągnęłam na siłę...masakra troszkę. Ostatnio myślałam trochę i zdecydowałam, że będą po 1-2 odcinki na miesiąc. Rozważałam też i zawiesić bloga, ale to bez sensu. Szkoła. Mama wdziała moje oceny no i cóż...:D 
Wiem, że ostatnio nie komentuje żadnych blogów, ale nadrobię to. W komentarzach podajcie linki do swoich opowiadań to przejrzę i takie tam. Teraz ważniejsza część.
Widzę statystyki i jest mi smutno. No naprawdę tylu ilu was tu jest a max 3 komentarze. Ja rozumiem brak czasu etc, ale nawet najdrobniejszy komentarz daje mi motywację. Piszę nie tylko dla siebie ale i także dla was. Zastanawiam się nad tym dlaczego nadal prowadzę blogi, przecież mogę pisać dalej w zeszycie bez publikacji. Także liczę, na komentarze, zarówno pozytywne i negatywne, chcę znać waszą opinię :))

*Iris - Goo Goo Dolls
** Ed Sheeran - Everything you are
  


Wednesday, October 1, 2014

Forever Or Never


   Jak to możliwe, że jestem świadoma? Jeszcze kontaktuję, tylko mi słabo.
Od wczoraj właściwie to nie wstaję. Leżę w łóżku i zastanawiam się ile będę w stanie znieść. Ile będę mogła wylać łez? Wyglądam jak siedem nieszczęść, a ta przeklęta świadomość, że mam jakąś tam depresję nic mi nie pomaga. Bo w sumie pierwszy raz spotykam się z tym, że ktoś jest świadom, że ma depresję. Jakieś dziesięć minut temu wyszła odemnie Simone. Tak, wpuściłam ją... Rozmawiałyśmy, chociaż nie wiem czy rozmową można to nazwać, bo tylko ona mówiła. Cały czas siedziałam na skraju łóżka i wpatrywałam się w okno. Byłam nieobecna duchem. Nie słuchałam jej, nawet miałam ją gdzieś. Niech tu sobie siedzi, jeśli myśli, że coś wskóra. Powodzenia.
Jest 29 październik, jakieś dwa miesiące po wypadku. Za oknem coraz szybciej ciemno i zimno. Liście całkowicie brązowe leżą na chodnikach a łyse drzewa wydają się przez to smutne. Ludzie nie wychodzą już z domów bez konieczności. Ja wogólne nie wychodzę, od miesiąca przeszło. Annie Lorey, przyszła pani psycholog... Jasne, sama niedługo będę potrzebować psychologów. Jestem zagubiona. Muszę, choć na chwilę wyjść, nie mogę przepuścić jesiennej pogody. Kocham marznąć idąć pośród liści i nic mnie nie zatrzyma. To tylko na chiwlę, wrócę przecież.
  Wstałam z łóżka i na palcach wymknęłam się do łazienki i zamknęłam się. Napuściłam do wanny wodę i rozebrałam. Całkowicie naga stanęłam przed lustrem, miałam twarz bez wyrazu. Nie wiem ile było mnie we mnie, ale już nie poznawałam siebie. Chuda, wystające kościo biodrowe, rzebra, kościste palce i odstające obojczyki. Pamiętam jak byłam młodsza i zawsze chciałam mieć odstające obojczyki...
Chwyciłam kosmyki włosów w palce i zapragnęłam coś zmienić. W sumie nawet nie wiem co...jeszcze nie czas na zmiany. Kopnęłam ubrania w kąt i patrząc na wagę z obrzydzeniem, ominęłam ją i weszłam do wanny. Usiadłam i zamknęłam oczy odchylając głowę do tyłu.

"-Zamknij oczy! To będzie fajne!
-Bill, ja się boję. A co jeśli będę łysa?
-Oszalałaś. - pokręcił głową, a potem chwycił mnie ręką za ramię i posadził na krześle. Drugą ręką mimo moich protestów, nałożył mi pierwszą warstwę farby.
-Bill debilu! I tak nie będę ładna!
-Racja! Piękniejszą być nie można! "

  Masz ci los! Pobeczałam się. Nienawidzę tych pieprzonych wspomnień. Dlaczego jak już go nie ma to coś wraca?! Niech mnie to już zostawi, błagam... Zakryłam dłonią usta i łkałam. Dusiłam się i miałam wrażenie jakbym się rozpadała na miliony drobinek. Jak szklanka, którą ktoś upuścił. Zsunęłam się niżej i zniknęłam pod taflą wody. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w górę. Wstrzymywałam oddech a ręką drapałam się po udzie. Było mi tak cholernie źle. Znowu i znowu...

"Cause you've got me so strung out
When you leave and come around
Yeah
How am I supposed to breath
The more I live its killing me"*

 Wynurzyłam się łapczywie łapiąc powietrze. Jak oparzona wyskoczyłam z wody i owinęłam się ręcznikiem, a drugi zawinęłam na włosach. Stanęłam oparta o szafkę i oddychałam spokojnie. Przerażająco chude nogi trzęsły się. Powoli zaczęłam podchodzić do drzwi a gdy w końcu uciekłam z łazienki i weszłam do pokoju usiadłam na łóżku. To tylko chwila, jeden spacer - dam radę.
Ubrałam się powoli i wysuszyłam mokre włosy. Naciągnełam botki na stopy i zarzuciłam płaszcz na ramiona. Chiwla dosłownie chwileczka, nie dpuszczę sobie jesiennej pogody, zwłaszcza tak pięknej. Zeszłam na dół i od razu napotkałam zdziwione spojrzenie Gordona.
-Annie? Co ty robisz, wychodzisz? - spytał zdziwiony unosząc jedną brew i siadając bokiem na kanapie. Podrapałam się po nosie i spojrzałam na korytarz i drzwi wejściowe. Tępo się w nie wpatrując pokiwałam głową ale nie ruszyłam się dalej. Gordon wstał i podszedł do mnie otaczając mnie ramionami, pocałował mnie w czubek głowy i odprowadził do drzwi. Zatrzymał się i chwytając za ramiona odsunął mnie od siebie i nachylił się patrząc mi w oczy. - Jestem z Ciebie cholernie dumny.
Zostałam sama, wyciągnęłam dłoń przed siebie i położyłam na klamce naciskając. A może jednak nie mam depresji? Jestem tylko przewrażliwiona...?  Przecież...a jeśli jednak? Otrząsnęłam się szybko z myśli i potarłam twarz dłońmi. Na powrót chwyciłam za klamkę i tym razem pewna siebie wyszłam za próg. Stanęłam jak wryta. Znacie te uczucie gdy po ponad miesiącu wychodzisz z domu? Jesienny wiatr owinął moją sylwetkę i rozwiał włosy, przymknęłam oczy cała spokojna. Wyszłam za bramę i szłam chodnikiem, z rękoma w kieszeniach i uśmiechałam się. Był to mój pierwszy szczery uśmiech od dwóch miesięcy. Od czasu wypadku, nigdy nie byłam tak zadowolona. Kopałam liście i uśmiechałam się do dzieci, które wracały z rodzicami ze szkoł do domu. Nie mam bladego pojęcia ile tak spacerowałam, ale gdy wróciłam do domu było już po 20. Simone od razu mnie przywitała mnie kubkiem gorącej czekolady, za co podziękowałam jej uśmiechem. Wróciłam na górę i usiadłam z czekoladą pod zamkniętymi drzwiami.
Znowu nawróciły mi myśli, któych chciałam się pozbyć. Nie rozumiem...skoro jeśli stąd wyszłam i było mi dobrze, a teraz wróciłam i znowu mnie wszystko dobija... Czyli muszę się stąd wyprowadzić. Mam skończone 18 lat. Nie muszę się pytać ich o zgodę. Mimo wszystko muszę coś z tym zrobić. Byli dla mnie jak rodzice, przez tyle lat mnie wychowywali, dbali, kochali. Dali mi prawdziwy dom! Mieszkałabym i z nimi może dłużej, ale nie potrafię. Nie wiem gdzie teraz pójdę. Tutaj też nie zostanę.

  Święta już się zbliżają. Po nowym roku, się wyprowadzę. Najpierw chcę iść do lekarza... Śmieszne jest to, że nie jestem pewna czy mam tą depresję! Naprawdę, jakiś czas temu wydawało mi się, że ją mam nawet! Ale już nie jestem pewna no bo...bo no bo. W każdym razie, muszę się uzbroić w cierpliwość. Jestem świadoma tego, że on tu napewno będzie na święta. Może lepiej by było gdybym wyszła wtedy? Jak zareaguję na jego obceność? Nie chcę mu już nigdy pokazywać swoich łez, nigdy się już przed nim nie otworzę, nie zasłużył na nic. Niech spada do tej jego dziewczyny...

*~

  Leżał na kocu plażowym z zakopanymi stopami w piasku. Chłodny wiatr ze strony morza wiał i delikatnie gładził jego skórę. W oddali słyszał śmiechy brata i jego dziewczyny, którzy bawili się z jego psami. Został wyciągnięty praktycznie siłą z łóżka przez brata. Obiecał mu to wyjście już dawno ale nie sądził, że dzisiaj gdy męczył go kac tak wielki, że ledwno funkcjonował, zostanie zabrany na plażę. Więc leżał z okularami na nosie i wsłuchiwał się w każdy dźwięk. Nafaszerowany, wszelkiego rodzaju tabletkami przeciw bólowymi, z miną cierpniętnika zgodził się.
-Bill! - pisk jego dziewczyny posadził go do pionu. Szybko biegła w jego stronę, zdążyła tylko wskoczyć za niego i schować się za jego plecami, w momencie gdy Tom oblał go wodą z wiaderka. Dreszcz przeszedł przez jego kark i dostał gęsiej skórki. - Jej Billy bohaterze ty mój. - Rudowłosa zaśmiała się, i pocałowała go w policzek. On tylko wstał ostrożnie i spojrzał na brata ciskając w niego piorunami z oczu. Tom uniósł w górę ręce i zaczął uciekać.
-Zabiję cię Tom! - wrzeszczał za nim i gonił go brzegiem plaży. Nie był zły, po prostu uznał, że fajnie będzie pogrozić bratu, chociażby dla samej zabawy.
-Billuś skarbeńku mój! No dajże spokój! - śmiał się Tom i nagle runął jak długi twarzą w piasek. Bill korzystając z tego, wskoczył mu na plecy i przeturlał się z nim w stronę wody. Podtapiali się i bili się łopatkami, które pożyczyli od dzieci z brzegu. Zabawa sprawiła, że wyszli cali zmęczeni.
Opadli koło Rudowłosej na koc i chwycili po butelki z wodą. Billowi przypomniały się właśnie chwile z dzieciństwa. Wtedy każdy dzień był bez problemu, nawet szkoła była do zniesienia. Od zawsze kierował się "Leb Die Sekunde". Nie myślał kiedy robił, a i tak wychodziło mu to na dobre. Nie poddawał się gdy dostał kosza od dziewczyny, zawsze szukał innej tak czy siak. Był młody i głupi, wtedy mieć dziewczynę to jak wygrać w totka. Chwaliłć się nią i być jak najdłużej by Ci zazdrościli, ale nigdy tak naprawdę nikt nie wiedział co to prawdziwa miłość. On nie wiedział, aż do czasu. Owszem, kochał swojego brata jak brata, ale pewnego dnia pokochał kogoś innego. Drobna, wrażliwa, spędzająca samotnie czas. Zawsze siedziała sama a na przerwach siadała na jednej i tej samej ławce. Nie wytrzymał i pewnego dnia poprostu podszedł do niej. Właścwie to chciał podejść, ale ktoś go popchnął a ten runął jak długi wprost na nią. Uderzył czołem w jej nos, który niestety został złamany.


"-Oh, matko, wybacz! -  krew, krew, krew! Złamał jej nos. Co za wtopa, zawsze coś musiał odwalić bo jakżeby inaczej! Chwycił ją i postawił na równe nogi. - Błagam Cię pochyl głowę i chodź!
-Przywalę Ci. Jezu mój nos...
Nic się nie odzywał tylko zaciągnął ją na ostatnie piętro szkoły do pielęgniarki. Bez pukania wleciał do środka. Zastał tam panią pielęgniarkę i woźnego, którzy ewidentnie flirtowali ze sobą. On nie zrażony zaczął gadać i gestykulować jedną ręką, gdyż drugą nadal ściskał dłoń dziewczyny.
-...i wtedy poleciałem! I było takie CHRUP! i...i dupa, o! Złamałem jej nos!
-Bill uspokój się... - mruknęła kobieta i wskazała na taboret gdzie usiąść miała dziewczyna.  Obserwował wszystko, z boku. Bał się, że zrobił jej krzywdę większą niż to możliwe. A ta krew...aż się wzdrygnął. A co jeśli by ją zabił?! Mógł jej przecież kość z nosa wbić w głowę. Och Panie...
-Już tak nie panikuj, bo poronisz. - rzuciła dziewczyna. Spojrzał na nią spod uniesionej brwi. To ona tu krwawi i nie panikuje a on oprócz bolącego czoła to jest cały a panikuje! No ale martwi  się o nią! Chciał tylko pogadać, a nie odrazu zabijać, to potem by było...
-Martwię się, a co jakbym cię zabił?!
-Ty to chyba na łeb spadłeś jak mały byłeś.
-Niby czemu?
-Bo się o mnie martwisz, a nie powinieneś.
-Jak nie? Nie pleć, wiem co robię.
Wzruszyła ramionami i syknęła gdy pielęgniarka ścisnęła lekko jej nos. Oparł się o ścianę  i westchnął.
-Wiecie, bez szpitala się nie obejdzie, złamany.
Oh, cholera, czyli teraz jeszcze musi jechać do szpitala, którego z całego serca nienawidzi! Boji się szpitali, igieł, lekarstw i innych takich. Siłą rzeczy, i tak pojechał. Przynajmniej z nią pogada, pozna i zakumpluje chociażby. Jest nowa nikogo nie zna, on też w sumie jakby był nowy. Nikt za nim nie przepada z powodu jego wyglądu, no ale kogo to obchodzi? Jego i tak nie. Na miejscu po dokładnym zbadaniu i opatrzeniu mogli w końcu stamtąd wyjść! Więc, w ramach przeprosin zabrał ją na ciastko.
Kocham ją, moja mała siostra..."

  Uśmiechnął się na to wspomnienie. Do dzisiaj ma zdjęcie jak ona jeszcze ma gips na nosie. Była to przyjaźń doskonała, nikt go tak nie rozumiał jak ona. Jego rodzice strasznie ją polubili. On znalazł sobie siostrę, przynajmniej tak on mówił. Zawsze komukolwiek, przedstawiał ją jako jego siostrę. Spędzali mnóstwo czasu razem. Ona grała na gitarze i paninie, on śpiewał. Chodzili razem na tył domu i grała mu a on śpiewał. Dopasowywali się pod każdym względem idealnie. Razem płakali, ściągali na testach, śmiali się czy krzyczeli. Dwa zagubione puzzle układanki. Co się popsuło...?
Otworzył oczy i ogłosił swoim towarzyszom, że już wracają. Źle się poczuł, miał wrażenie, że ktoś go uderza młotkiem w głowę i wbija małe igiełki dookoła serca. Zapewne był blady. Kim odrazu wzięła go pod rękę i biorąc torbę i koc ruszyli w stronę domu. Mijali ludzi, chociaż on już ich ledwo widział. Był potwornie słaby. Tak z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej osłabiony. Marzył o ciepłym łóżku, jakimś  filmie i spokoju. Wydawało mu się, że nie spał conajmniej trzy noce.
Gdy tylko przyszli, zniknął w pokoju i położył się spać. Jak to możliwe, że jedno tak ważne wspomnienie go dobiło? Tak nagle zapragnął ją znowu zobaczyć i przytulić. Wiedział, że jest z nią źle, ale nic z tym nie robił. Czyżbyś się Kaulitz bał? Boisz się, tego, że jak ją znów zobaczysz to nie zbierzesz ponownie uwagi na odejście? Bingo.

-Bill...? - Tom uchylił drzwi, ale gdy zobaczył, że jego brat nie śpi a wpatruje się w nierówno pomalowany sufit, wszedł do środka. Usiadł na łóżku i wypowiedział słowa tak ważne dla Billa - Niedługo święta, niecałe dwa miesiące. Musimy jechać, i ona też tam będzie.
Klamka zapadła.

"The sun also rises on those who fail the call
My life, it comprises of losses and wins and fails and falls"**

______________________________________________________________________

Tak zwany odcinek z dupy. Zasłabłam dzisiaj w szkole, a miałam robić poprawki tutaj w tekście, a że wyszło jak wyszło pewnie są błędy.
* Automatic Loveletter - My Goodbye
** Lana Del Rey - Money Power Glory