Saturday, October 25, 2014

This Heart of Fire is burning proud.




-Ann...? Jesteś pewna? 
-Jak nigdy. On mnie tu po tym wszystkim nigdy nie spotka.
-A więc zgoda.

*~
  Szedł z bratem ramie w ramię. Palili w ciszy papierosy i cieszyli się chwilą tylko w dwóch. Dawno nie mogli tak po prostu wstać i wyjść. Dziewczyna Billa wyjechała do rodziny na święta, chociaż początkowo święta miała spędzić z Czarnowłosym i jego rodziną. Czas leciał niebłaganie szybko, przeciekał przez palce. Zostały dokładnie dwa dni do świąt a on i jego brat mają zabukowane bilety do Niemiec. Wiedział, że zobaczy Gordona, mamę i... I JĄ. Minęło już całkiem sporo czasu od wypadku czy od jego wyjazdu.
Właśnie dzisiaj musiało go wziąć i coś mu wbijało się w serce.
Usiadł z bratem na ławce w parku i podparł dłonią policzek. Chciał tam pojechać, ale nie jest pewny co do tego jak zareaguje gdy ją zobaczy, ani jak zareaguje ona. Czego się bał? Odrzucenia? Tego, że ona go odrzuci i ucieknie, tak jak on? Skoro jej się ułożyło jakoś to on nie chce tego niszczyć, nie chce jej niszczyć. Zawsze wieczorami wyobrażał sobie jakby to było gdyby zamiast jego dziewczyny leżała obok Annie... Co by wtedy było inaczej? Inaczej pachnące poduszki, ciało, inne ciepło i inna miłość?
-Myślisz o niej. - stwierdził Tom patrząc na brata. Tom doskonale wiedział co się dzieje z Billem w każdej chwili.
-Myślę. Pamiętasz jak się u nas znalazła? - zapytał a jego bliźniak oparł się o oparcie i odchylając głowę do tyłu zamknął oczy wypuścił dym z usta i uśmiechnął się.
-Pamiętam, że rozwaliłeś jej nos...potem było jeszcze... Wiem, jej rodzice pewnego razu zniknęli i Gordon ją zabrał do nas. Tyle chyba, nie wiele pamiętam z tamtego okresu. - mruknął drapiąc się po czole.
-Tak, było. Ciekawe co z jej rodzicami. Musi za nimi tęsknić, wyjechali tak nagle i bez słowa...
-Zupełnie tak jak i ty. - powiedział Tom i wstał podając dłoń bratu by i tamten się podniósł. - Nie przepadam za nią, ale zachowałeś się trochę jak tchórz Billy... - strzepnął bratu niewidzialny kurz z ramienia i spojrzał w oczy. - Chcąc nie chcąc musisz z nią porozmawiać.
-Wiem to. Nie wiem  czy ona chce rozmawiać ze mną. Bo ona się chyba zmieniła, albo ja...

"Obserwowałem ją. Stała z jakimś dziewczynami i coś mi tu nie pasowało. Alkohol rozluźnił Ann, przez co się boje. Wcześniej grały w karty na kanapie. Myślę, że coś tu się ma na rzeczy. Rudowłosa podała Ann jakiegoś drinka, a ta go wypiła na raz. Wyszły przed dom, a ja nie zwlekając chwyciłem Toma i ciągnąc go za rękę wyszliśmy za nimi. Nie zdążyłem. Ann, właśnie siedziała za kierownicą samochodu Zoe- dziewczyny Andreasa. Nie było czasu na jakąkolwiek reakcję.
Wszystko działo się strasznie szybko, jak w filmie. Widziałem białe światła i drugi samochód, potem by huk. Szkło, krew, wrzaski i łzy. Poryczałem się i szarpałem. Tom trzymał mnie i tulił do siebie. Andreas, który wybiegł zadzwonił po policję i pogotowie. Głowa tak strasznie mnie bolała, a oczy piekły. Nie widziałem nic, mój brat zaciągnął mnie do domu i napchał jakimiś tabletkami. Ciągle pytałem o nią, ale nie dowiedziałem się nic. 
Mijały godziny, a ja leżałem na wznak patrząc się na lampę. Byłem otumaniony przez ziółka i tabletki, które Andreas dał mi żebym się uspokoił. Czekaliśmy, na coś, cokolwiek co by nam powiedziało o stanie w jakim znajduje się moja przyjaciółka. Tomowi trzęsły się ręce, mimo iż za nią nie przepadał to się martwił. Tylko nie wiem czy bardziej o nią czy o mnie..."

Wtedy czuł się jak jedno wielkie nic. Nic nie mógł zrobić, a się obwiniał mimo to. Tam nawet nie było czasu by mrugnąć. W głowie huczało mu od natłoku myśli. Płakał jak bóbr i do dzisiaj nie wie dlaczego nie potrafi zapomnieć tamtego dnia.
  Wrócili do domu i usiedli przy piwie. Milczeli, nie potrzebowali słów by się rozumieć w tym momencie. Tom był świadom, że Bill boi się, że ona go odrzuci. Jego mały Billy, miał dziewczynę, którą kochał tylko i wyłącznie syntetycznie. To nie była miłość z jego strony, to było tylko złudzenie. Na początku tego nie spostrzegł, ale gdy zobaczył w jego oczach to uczucie wolności i ulgi gdy ona wyjechała upewniło go we wszystkim. On nie chciał być sam, ubzdurał sobie więc, że się zakochał w tej dziewczynie. Oczywiście Tom ją polubił i cieszył się z ich związku. Teraz nie wiedział czy woli udawane szczęście od związku z Ann...

"And I'd give up forever to touch you 
'Cause I know that you feel me somehow
 You're The closest to heaven that I'll ever be 
And I don't want to go home right now."*

  Oglądali jakiś dramat w telewizji i zjadali żelki. Coraz mniej godzin dzieliło ich od lotu do Niemiec. Tom był cały spokojny, gorzej z Billem, który bał się reakcji Ann na jego widok. Przecież jest dużym chłopcem, musi sobie poradzić i stawić temu czoła. Zjawi się w domu u rodziców, czy dziewczyna będzie tego chciała czy nie. Żal mu trochę tylko, że Kim pojechała do rodziny, tak przynajmniej mógłby zabrać ją ze sobą i utrzeć nosa Ann. Dlaczego...? Sam nie wiedział, może po prostu chciał aby była zazdrosna o niego? Lubił na nią patrzeć gdy się wściekała o coś. Marszczył jej się nos tak śmiesznie a policzki lekko zapadały. Często gdy Tom ją specjalnie denerwował, rzucała w niego poduszkami. Kilka tygodni przed wypadkiem, to nawet rzuciła się na niego ze swoimi drobnymi piąsteczkami. A poszło o zwykłą paczkę żelek... Tom trzymał ją wtedy przerzuconą przez ramię i podrzucał do góry co jakiś czas. Piszczała i uderzała go po plecach.
  Bliźniak krzyknął mu do ucha na co ten popukał się w czoło. Tom pokręcił głową i przeciągnął się wyciągając papierosy z kieszeni. Bill bez pozwolenia wyciągnął jednego z paczki i położył nogi na ławę.
-Wiesz Tom, myślę, że twój garnitur będzie idealny. Mama będzie zachwycona kiedy cię zobaczy. - wypuścił dym z ust i spojrzał na brata.
-Zapomnij - prychnął. - Nigdy nie założę tego lateksu!
-Gdyby to był lateks... Niby w czym zamierzasz pójść?
-Nie wiem. Coś wymyślę, zresztą daj już spokój.
Zawsze gdy byli we dwójkę, mogli rozmawiać na przeróżne tematy. Każdy miał coś do powiedzenia i na krótkim "tak" lub "nie" się nigdy nie kończyło. Kłócili się dopóki Gustav lub Georg ich nie rozdzielili. Nie raz któryś oberwał, lecz nie na tyle mocno by coś się stało. Rozumieli się bez słów.

"Monachium 2007 rok.
Całe Tokio Hotel wraz z Davidem siedzieli w barze. Pili i tańczyli.
Każdy cieszył się z udanego koncertu. Gustav z Georgiem umierali ze śmiechu gdy Tom z Billem przegrali zakład i musieli się pocałować. Wycierali usta o rękawy i przysięgali, że nigdy już się nie założą. 
David, czuł się jakby to były jego dzieci. Czwórka wspaniałych chłopaków, przyjaciół, braci. 
Tworzyli jedną wielką rodzinę. 
Bill spojrzał na Toma, gdy tylko ten uchwycił jego wzrok już wiedział o co chodzi. Młodszy z braci, gdy tylko weszli do baru, obrał sobie za cel uszczęśliwienie Gucia. Obaj bracia podnieśli się z miejsc i skierowali się w stronę baru. Długonoga kelnerka o złocistych włosach obdarzyła ich uśmiechem. Bliźniacy zaczęli ją uwodzić aż w końću uległa i wróciła z nimi do stolika. Zostawiła bar koleżance a sama zaczęła bawić się z zespołem. Dredziarz i czarnowłosy byli z siebie dumni bo tym sposobem znaleźli dziewczynę dla Gustava. 
Podarowali mu kawałek nieba.
Kawałek czegoś niezwykłego.
Kawałek serca Anabell."

*~

  Czarnowłosa dziewczyna szybkim krokiem przemierzała ulice Berlina. Ciągle poprawiała szalik, któy uporczywie zsuwał się jej z szyji. Białe płatki śniegu migotały w długich włosach. Para z ust pokazywała jak bardzo zimno było na zewnątrz. Zatrzymała się przed wysokim budynkiem i przyglądała się sklepowej wystawie. Zostały dwa dni, dwa dni zanim się rozpłynie. Weszła do sklepu i lawirując między półkami stanęła w dziale z zabawkami.
"Zawsze takiego chciałem. Miałem identycznego w dzieciństwie..."
Co roku, byli w tym samym sklepie i oglądali tą samą wystawę. Tylko tutaj były te olbrzymy. Biały, puszysty i czterometrowy miś. Cena była ogromna, ale warto było wydać te 45 euro, by tylko znów zobaczyć najpiękniejszy uśmiech jakikiedykolwiek było dane jej zobaczyć. Chwila szczęścia należy się każdemu. Nawet jemu, najgorszemu facetowi jakiego spotkała, komuś kto odszedł wraz z częścią jej.
Zabrała gigantycznego misia i udała się do kasy. Wychodząc wpadła na kogoś. Jak oparzona wstała i otrzepała ubranie.
-Przepraszam! Nie zauważyłam pana! - powiedziała zażenowana swoją nieuwagą. Brunet również wstał i uśmiechnął się. Poprawił kurtkę i wyciągnął dłoń w kierunku Ann. 
-Jestem Alan. - przedstawił się. Dziewczyna trzymając jedną ręką misia drugą uścisnęła dłoń Alana. Duże niebieskie oczy, które wyglądały jak ocean, pełne usta, blada cera i delikatna skóra. Uśmiech z sam siebie wkradł się na twarz Annie.
-Jestem Ann, miło mi Cię poznać i przepraszam. - powiedziała i puściła jego dłoń. Wcale nie chciała jej puszczać, ale nie chciała wyjść na jakąś lekko trzepniętą. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła się tak pewna siebie. Patrzyłą mu prosto w oczy i ani jej się śniło spuszczać wzroku. Była przepełniona odwagą i oczarowana jego osobą. Zapach jego perfum był tak intensywny, że kręciło jej się w głowie, zamrugała oczami by odgonić niechciane uczucie słabości. 
Więc stali tam i się nie odzywali, po prostu patrzyli sobie w oczy. Czas stanął w miejscu, w tym momencie nie liczyło się nic innego oprócz jego oczu.
On sam czuł się inaczej. Intensywnie zielone tęczówki wpatrywały się w jego. Kilka czarnych włosów opadło jej na twarz. Zapach piżma podrażniał jego nozdrza, nie mógł przestać patrzeć w jej oczy. Nic nie robili, tylko stali i czytali sobie z oczu. Jej oczy były smutne mimo uśmiechu na twarzy, była dla niego jak zagadka. Była strasznie szczupła co go zaniepokoiło, ale przecież każdy nie wygląda tak samo.
Odchrząknął, czując, że dziewczyna zaczyna już się stresować.
-Em...to ja już pójdę. - mruknęła Annie i posłała mu delikatny uśmiech. Zanim zdążyła odejść, chwycił ją za nadgarstek i do ręki wcisną karteczkę. Jedyne co mógł zrobić.

  Z ledwością zaciągnęła pluszaka do domu. Rozebrała płaszcz i ściągnęła buty. Miśka posadziła na kanapie w salonie a sama poszła do kuchni. Zastała tam Simone na co uśmiechnęła się i przywitała. Nalała sobie szklankę wody a gdy matka bliźniaków chciała ją nakłonić do zjedzenia czegoś odmówiła, kłamiąc, że jadła na mieście. Wiedziała, że jej nie uwierzy ale nie miała ochoty nawet z nią się o to kłócić. Wyszła i usiadła w salonie włączając telewizor. Znowu rutyna, nie odzywa się, nie je i snuje się z kąta w kąt. Ten dom na nią źle działał, negatywna enegria w postaci wspomnień odbierała jej cień szansy na to, że będzie okej. 
Spojrzała na pluszaka i prychnęła. Nienawidzi go ale kupiła mu prezent. Wyciągnęła z kieszeni jeansów małą kartkę z ciągiem cyfr. Nie zaoponowała gdy wcisnął jej tą karteczkę, nie miała czasu bo zmył się tak szybko... 
W jednej dłoni telefon w drugiej kartka. Westchnęła, co jej szkodzi...

"Hej. Tutaj Ann :) Myślałam o Tobie..."

  Myślałam o Tobie... wkopała się. To tak jakby napisała, że jej na nim zależy, zależy na tym aby odpisał. Mogła napisać coś innego! Cokolwiek... Wzięła miśka i wciągnęła go po schodach na górę do pokoju. Usiadła przy biurku i spojrzała na niedokończony obraz Simone i Gordona. Prezent na święta...chciała by był on wyjątkowy, więc zaczęła go malować na początku zeszłego tygodnia. Nikt do jej pokoju nie wchodził gdy jej nie było więc zostawiała go na blacie bez obaw, że ktoś go zobaczy. Uśmiechnęła się do siebie i przejechała opuszkiem palca po konturze twarzy Blondwłosej kobiety. Była zadowolona z siebie jak nigdy. Wyszło jej cudownie. Nie skończony ale już widać, że będzie jednym z lepszych jej prac.
  Nigdy nie ćwiczyła, ani nie chodziła na żadne zajęcia plastyczne. Potrafiła narysować cokolwiek od tak sobie. Wiele razy rysowała Billa, ale on nigdy nie widział tych obrazów, nawet nie wiedział, że takie powstały. W nocy przychodziła i cicho siadała szkicując jego śpiącą sylwetkę. Nie czuł jej obecności, nie był świadomy niczego co się wtedy działo.Śnił o niej, a ona nie wiedziała dlaczego się uśmiechał przez sen. Trzymał swoje sny o niej na kartkach, pisał a potem śpiewał. Każdą piosenkę pisał z myślą o niej i swoich snach. Każdej nocy sen był o niej, ale pokazywał inną scenę. Jakby to było życie w którym byli razem, jakby ono wyglądało wtedy.
Jeden z obrazów wisi nad jej łóżkiem. Czarno, szaro, biały obraz na którym dwójka ludzi stoi wtulona w siebie, nocą w parku. Tak było, to oni i Annie doskonale pamiętała, dlaczego tam stali. Pokłóciła się z nim i uciekła, było strasznie późno ale mało ją to interesowało. Tom widząc jak bliźniak siedzi i się martwi kazał mu wyjść i jej szukać, a wrócić dopiero może jak ją znajdzie...

"Też o Tobie myślałem Annie. Cieszę się, że napisałaś..."

  Odpisał, czyli nie zrobiła z siebie idiotki. Uśmiechnęła się i zabierając telefon rzuciła się na łóżko. Leżąc w poprzek niego, kiwała nogami nad podłogą. Nie przepadała za nowymi znajomościami, lecz teraz chciała spróbować. Nie może żyć wiecznie uwięziona przeszłością. Niektóre nawyki i tak jej zostaną, ale postara się to zmienić, dla lepszego życia. Skoro zaraz po świętach zdecydowała się wyprowadzić to musi sobie poradzić z samą sobą. Musi być teraz silniejsza niż zwykle.

"Też się cieszę, że napisałam."

  Nie wiedziała co odpisać. Nie znała go, można nawet powiedzieć, że się go bała. Chciała ciągnąć tą znajomość jak najdłużej. Miała Andreasa, ale i on ma swoje życie i dziewczynę... Wciągu miesiąca z Andreasem widziała się tylko cztery razy. Nie ma mu za złe tego, że nie ma dla niej czasu bo gdy on go miał i chciał z nią pogadać to ona wszystkich bez wyjątków wyrzucała z pokoju. Wogóle szczęściem było gdy kogoś do niego wpuściła.
Alan miał w sobie coś co ją ciągneło do niego. Miał ciepły i kojący głos, oczy z cudowną głębią... Ten człowiek  był kimś wyjątkowym i nigdy by nie pomyślała, że zapragnie kogoś tak bardzo poznać.


  Zapinała właśnie ostatnie guziki w koszuli i szykowała się do wyjścia. Został dzień. Nie czuła nic, funkcjonowała jak zawsze a nawet zjadła dzisiaj śniadanie - jabłko. Nie czuła głodu, a pomimo szczupłej sylwetki i 40 kilogramów, nadal patrząc w lustro widziała siebie kilkadziesiąt kilogramów grubszą. A ona nie chciała być gruba. Chciałą być szczupła, jednak w pewnym momencie źle się to potoczyło.
Pisała wczoraj do późna z Alanem i umówiła się z nim w kawiarni. Czarne rurki, czerwona koszula w czarno-granatową kratę i kozaki do połowy łydek. Wciskając telefon do kieszeni, zarzuciła płaszcz i wyszła. Myślała o jutrze, zanim położyła się spać, dzwonił. Simone chodziła cała w skowronkach, że ich znowu zobaczy. Po Gordonie może i tego tak nie widać, ale różnież się cieszył. Tylko ona jedna nie cieszyła się, gdzieś głęboko brakowało jej go, ale to wszystko. Nie zamierza mu rzucać się na szyję czy coś w tym stylu. Podejdzie, przywita się potem złoży życzenia i dam mu prezent. On zawsze dawał jej prezenty więc liczyła, że i tym razem coś dostanie.
Gdy dotarła do Berlina dochodziła trzecia. Weszła do kawiarni i wzrokiem zaczęła szukać chłopaka. Siedział w rogu sali i uśmiechał się do niej. Zdjęła płaszcz i podeszła a on jak na zawołanie wstał i pocałował ją w policzek. Czarnowłosa spłonęła rumieńcem, oprócz Billa nikt jej nie całował, nawet w policzek. Nie odzywali się większość czasu, zamówili tylko gorącą czekoladę. Bała się odezwać, nie chciała się zbłaźnić, więc gdy tylko on zaczął temat ucieszyła się.
-A w sylwestra, masz coś konkretnego w planach? - zapytał spoglądając na nią. Przekrzywił głowę i z miną myślącego, wydawał się taki rozczulający.
-W sumie to nie. Chciałam się wyprowadzić zaraz po tych świętach. - powiedziała mieszając łyżeczką. Miała już plany, chciała wrócić do domu w Wiedniu. Od lat stał pusty i nikt tam nie zaglądał. Należał do jej rodziców, w wakacje często tam jeździli.
-Skoro tak... Pomogę Ci w przeprowadzce a potem spędzimy sylwestra razem u Ciebie. Co ty na to?
-W porządku. - uśmiechnęła się. Czuła się bezpiecznie. Dowiedziała się o nim trochę jak i on o niej.
Powiedziała mu wszystko, zaczynając od wypadku kończąc na tym, że nie ma nikogo bliskiego. Pominęła tylko to, jak bardzo pragnie być chudszą.

  Wyszedł z nią z kina, trzymając ją w pasie. Polubił tą dziewczynę, nie wierzył, że osoba spotkana przypadkowo na ulicy wniesie mu tyle do życia. Znają się dopiero jedeń dzień, a on ma wrażenie jakby to była wieczność. Swoboda jaka panowała gdy był z nią...to było niesamowite.
Byli na komedi, płakali ze śmiechu. Miała piękny uśmiech, podbiła tym jego serce. Była taka naturalna, żadnego makijażu czy innych zbędnych poprawek. Miała wyjątkową osobowość, znała swoją wartość i wiedziała jak daleko może się posunąć. Chciał się z nią zaprzyjaźnić, jak na początek to by było coś, chciał ją poznać bardziej i zdobyć jej zaufanie. Chciał ją chronić.

*~

Nerwy targały nim od chwili, w której Tom powiedział mu, że ma się zbierać. 12 godzin w samolocie, tyle go dzieliło od  zobaczenia się z rodziną i nie tylko. Miał dla niej prezent, jak i dla każdego. Nie był pewny czy zastanie ją w domu, znał ją i wiedział, że zawsze mogła uciec. Chciałby ją przytulić i przeprosić, zawsze mu ulegała chciał to teraz wykorzystać. Chciała aby mu wybaczyła, potrzebował czystego sumienia. Czasami mógłby jej więcej nie zobaczyć i co wtedy? Musiał działać, chociaż się bał, tak najzwyczajniej w świecie się bał.
Szarpnął torbę, ciągnąc ją za sobą na korytarz. Postawił swoją obok torby brata i zszedł do kuchni. Wyciągnął sok z szafki i usiadł na barowym krześle. Zachowuje się jak nastolatek przed pierwszym razem, co się z nim do diabła dzieje! Wszystko się komplikuje, nic nie może utrzymać. Mimo, że Tom i Kim go wspierają on nadal zastanawia się "co by było gdyby...?".
-Bill, musimy już iść. - do kuchni wszedł Tom kładąc klucze od auta na blacie. Zamknął oczy i głęboko odetchnął. Zsunął się z szafek i wyminął brata...

 "And I will stop trying to fal in love again
And keep it a secret, it never works out anyway
But I'm not anything like it was
Cause you were the only one for me."**

____________________________________________________________________________
Więc jest coś :) Ogólnie końcówkę dociągnęłam na siłę...masakra troszkę. Ostatnio myślałam trochę i zdecydowałam, że będą po 1-2 odcinki na miesiąc. Rozważałam też i zawiesić bloga, ale to bez sensu. Szkoła. Mama wdziała moje oceny no i cóż...:D 
Wiem, że ostatnio nie komentuje żadnych blogów, ale nadrobię to. W komentarzach podajcie linki do swoich opowiadań to przejrzę i takie tam. Teraz ważniejsza część.
Widzę statystyki i jest mi smutno. No naprawdę tylu ilu was tu jest a max 3 komentarze. Ja rozumiem brak czasu etc, ale nawet najdrobniejszy komentarz daje mi motywację. Piszę nie tylko dla siebie ale i także dla was. Zastanawiam się nad tym dlaczego nadal prowadzę blogi, przecież mogę pisać dalej w zeszycie bez publikacji. Także liczę, na komentarze, zarówno pozytywne i negatywne, chcę znać waszą opinię :))

*Iris - Goo Goo Dolls
** Ed Sheeran - Everything you are
  


Wednesday, October 1, 2014

Forever Or Never


   Jak to możliwe, że jestem świadoma? Jeszcze kontaktuję, tylko mi słabo.
Od wczoraj właściwie to nie wstaję. Leżę w łóżku i zastanawiam się ile będę w stanie znieść. Ile będę mogła wylać łez? Wyglądam jak siedem nieszczęść, a ta przeklęta świadomość, że mam jakąś tam depresję nic mi nie pomaga. Bo w sumie pierwszy raz spotykam się z tym, że ktoś jest świadom, że ma depresję. Jakieś dziesięć minut temu wyszła odemnie Simone. Tak, wpuściłam ją... Rozmawiałyśmy, chociaż nie wiem czy rozmową można to nazwać, bo tylko ona mówiła. Cały czas siedziałam na skraju łóżka i wpatrywałam się w okno. Byłam nieobecna duchem. Nie słuchałam jej, nawet miałam ją gdzieś. Niech tu sobie siedzi, jeśli myśli, że coś wskóra. Powodzenia.
Jest 29 październik, jakieś dwa miesiące po wypadku. Za oknem coraz szybciej ciemno i zimno. Liście całkowicie brązowe leżą na chodnikach a łyse drzewa wydają się przez to smutne. Ludzie nie wychodzą już z domów bez konieczności. Ja wogólne nie wychodzę, od miesiąca przeszło. Annie Lorey, przyszła pani psycholog... Jasne, sama niedługo będę potrzebować psychologów. Jestem zagubiona. Muszę, choć na chwilę wyjść, nie mogę przepuścić jesiennej pogody. Kocham marznąć idąć pośród liści i nic mnie nie zatrzyma. To tylko na chiwlę, wrócę przecież.
  Wstałam z łóżka i na palcach wymknęłam się do łazienki i zamknęłam się. Napuściłam do wanny wodę i rozebrałam. Całkowicie naga stanęłam przed lustrem, miałam twarz bez wyrazu. Nie wiem ile było mnie we mnie, ale już nie poznawałam siebie. Chuda, wystające kościo biodrowe, rzebra, kościste palce i odstające obojczyki. Pamiętam jak byłam młodsza i zawsze chciałam mieć odstające obojczyki...
Chwyciłam kosmyki włosów w palce i zapragnęłam coś zmienić. W sumie nawet nie wiem co...jeszcze nie czas na zmiany. Kopnęłam ubrania w kąt i patrząc na wagę z obrzydzeniem, ominęłam ją i weszłam do wanny. Usiadłam i zamknęłam oczy odchylając głowę do tyłu.

"-Zamknij oczy! To będzie fajne!
-Bill, ja się boję. A co jeśli będę łysa?
-Oszalałaś. - pokręcił głową, a potem chwycił mnie ręką za ramię i posadził na krześle. Drugą ręką mimo moich protestów, nałożył mi pierwszą warstwę farby.
-Bill debilu! I tak nie będę ładna!
-Racja! Piękniejszą być nie można! "

  Masz ci los! Pobeczałam się. Nienawidzę tych pieprzonych wspomnień. Dlaczego jak już go nie ma to coś wraca?! Niech mnie to już zostawi, błagam... Zakryłam dłonią usta i łkałam. Dusiłam się i miałam wrażenie jakbym się rozpadała na miliony drobinek. Jak szklanka, którą ktoś upuścił. Zsunęłam się niżej i zniknęłam pod taflą wody. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w górę. Wstrzymywałam oddech a ręką drapałam się po udzie. Było mi tak cholernie źle. Znowu i znowu...

"Cause you've got me so strung out
When you leave and come around
Yeah
How am I supposed to breath
The more I live its killing me"*

 Wynurzyłam się łapczywie łapiąc powietrze. Jak oparzona wyskoczyłam z wody i owinęłam się ręcznikiem, a drugi zawinęłam na włosach. Stanęłam oparta o szafkę i oddychałam spokojnie. Przerażająco chude nogi trzęsły się. Powoli zaczęłam podchodzić do drzwi a gdy w końcu uciekłam z łazienki i weszłam do pokoju usiadłam na łóżku. To tylko chwila, jeden spacer - dam radę.
Ubrałam się powoli i wysuszyłam mokre włosy. Naciągnełam botki na stopy i zarzuciłam płaszcz na ramiona. Chiwla dosłownie chwileczka, nie dpuszczę sobie jesiennej pogody, zwłaszcza tak pięknej. Zeszłam na dół i od razu napotkałam zdziwione spojrzenie Gordona.
-Annie? Co ty robisz, wychodzisz? - spytał zdziwiony unosząc jedną brew i siadając bokiem na kanapie. Podrapałam się po nosie i spojrzałam na korytarz i drzwi wejściowe. Tępo się w nie wpatrując pokiwałam głową ale nie ruszyłam się dalej. Gordon wstał i podszedł do mnie otaczając mnie ramionami, pocałował mnie w czubek głowy i odprowadził do drzwi. Zatrzymał się i chwytając za ramiona odsunął mnie od siebie i nachylił się patrząc mi w oczy. - Jestem z Ciebie cholernie dumny.
Zostałam sama, wyciągnęłam dłoń przed siebie i położyłam na klamce naciskając. A może jednak nie mam depresji? Jestem tylko przewrażliwiona...?  Przecież...a jeśli jednak? Otrząsnęłam się szybko z myśli i potarłam twarz dłońmi. Na powrót chwyciłam za klamkę i tym razem pewna siebie wyszłam za próg. Stanęłam jak wryta. Znacie te uczucie gdy po ponad miesiącu wychodzisz z domu? Jesienny wiatr owinął moją sylwetkę i rozwiał włosy, przymknęłam oczy cała spokojna. Wyszłam za bramę i szłam chodnikiem, z rękoma w kieszeniach i uśmiechałam się. Był to mój pierwszy szczery uśmiech od dwóch miesięcy. Od czasu wypadku, nigdy nie byłam tak zadowolona. Kopałam liście i uśmiechałam się do dzieci, które wracały z rodzicami ze szkoł do domu. Nie mam bladego pojęcia ile tak spacerowałam, ale gdy wróciłam do domu było już po 20. Simone od razu mnie przywitała mnie kubkiem gorącej czekolady, za co podziękowałam jej uśmiechem. Wróciłam na górę i usiadłam z czekoladą pod zamkniętymi drzwiami.
Znowu nawróciły mi myśli, któych chciałam się pozbyć. Nie rozumiem...skoro jeśli stąd wyszłam i było mi dobrze, a teraz wróciłam i znowu mnie wszystko dobija... Czyli muszę się stąd wyprowadzić. Mam skończone 18 lat. Nie muszę się pytać ich o zgodę. Mimo wszystko muszę coś z tym zrobić. Byli dla mnie jak rodzice, przez tyle lat mnie wychowywali, dbali, kochali. Dali mi prawdziwy dom! Mieszkałabym i z nimi może dłużej, ale nie potrafię. Nie wiem gdzie teraz pójdę. Tutaj też nie zostanę.

  Święta już się zbliżają. Po nowym roku, się wyprowadzę. Najpierw chcę iść do lekarza... Śmieszne jest to, że nie jestem pewna czy mam tą depresję! Naprawdę, jakiś czas temu wydawało mi się, że ją mam nawet! Ale już nie jestem pewna no bo...bo no bo. W każdym razie, muszę się uzbroić w cierpliwość. Jestem świadoma tego, że on tu napewno będzie na święta. Może lepiej by było gdybym wyszła wtedy? Jak zareaguję na jego obceność? Nie chcę mu już nigdy pokazywać swoich łez, nigdy się już przed nim nie otworzę, nie zasłużył na nic. Niech spada do tej jego dziewczyny...

*~

  Leżał na kocu plażowym z zakopanymi stopami w piasku. Chłodny wiatr ze strony morza wiał i delikatnie gładził jego skórę. W oddali słyszał śmiechy brata i jego dziewczyny, którzy bawili się z jego psami. Został wyciągnięty praktycznie siłą z łóżka przez brata. Obiecał mu to wyjście już dawno ale nie sądził, że dzisiaj gdy męczył go kac tak wielki, że ledwno funkcjonował, zostanie zabrany na plażę. Więc leżał z okularami na nosie i wsłuchiwał się w każdy dźwięk. Nafaszerowany, wszelkiego rodzaju tabletkami przeciw bólowymi, z miną cierpniętnika zgodził się.
-Bill! - pisk jego dziewczyny posadził go do pionu. Szybko biegła w jego stronę, zdążyła tylko wskoczyć za niego i schować się za jego plecami, w momencie gdy Tom oblał go wodą z wiaderka. Dreszcz przeszedł przez jego kark i dostał gęsiej skórki. - Jej Billy bohaterze ty mój. - Rudowłosa zaśmiała się, i pocałowała go w policzek. On tylko wstał ostrożnie i spojrzał na brata ciskając w niego piorunami z oczu. Tom uniósł w górę ręce i zaczął uciekać.
-Zabiję cię Tom! - wrzeszczał za nim i gonił go brzegiem plaży. Nie był zły, po prostu uznał, że fajnie będzie pogrozić bratu, chociażby dla samej zabawy.
-Billuś skarbeńku mój! No dajże spokój! - śmiał się Tom i nagle runął jak długi twarzą w piasek. Bill korzystając z tego, wskoczył mu na plecy i przeturlał się z nim w stronę wody. Podtapiali się i bili się łopatkami, które pożyczyli od dzieci z brzegu. Zabawa sprawiła, że wyszli cali zmęczeni.
Opadli koło Rudowłosej na koc i chwycili po butelki z wodą. Billowi przypomniały się właśnie chwile z dzieciństwa. Wtedy każdy dzień był bez problemu, nawet szkoła była do zniesienia. Od zawsze kierował się "Leb Die Sekunde". Nie myślał kiedy robił, a i tak wychodziło mu to na dobre. Nie poddawał się gdy dostał kosza od dziewczyny, zawsze szukał innej tak czy siak. Był młody i głupi, wtedy mieć dziewczynę to jak wygrać w totka. Chwaliłć się nią i być jak najdłużej by Ci zazdrościli, ale nigdy tak naprawdę nikt nie wiedział co to prawdziwa miłość. On nie wiedział, aż do czasu. Owszem, kochał swojego brata jak brata, ale pewnego dnia pokochał kogoś innego. Drobna, wrażliwa, spędzająca samotnie czas. Zawsze siedziała sama a na przerwach siadała na jednej i tej samej ławce. Nie wytrzymał i pewnego dnia poprostu podszedł do niej. Właścwie to chciał podejść, ale ktoś go popchnął a ten runął jak długi wprost na nią. Uderzył czołem w jej nos, który niestety został złamany.


"-Oh, matko, wybacz! -  krew, krew, krew! Złamał jej nos. Co za wtopa, zawsze coś musiał odwalić bo jakżeby inaczej! Chwycił ją i postawił na równe nogi. - Błagam Cię pochyl głowę i chodź!
-Przywalę Ci. Jezu mój nos...
Nic się nie odzywał tylko zaciągnął ją na ostatnie piętro szkoły do pielęgniarki. Bez pukania wleciał do środka. Zastał tam panią pielęgniarkę i woźnego, którzy ewidentnie flirtowali ze sobą. On nie zrażony zaczął gadać i gestykulować jedną ręką, gdyż drugą nadal ściskał dłoń dziewczyny.
-...i wtedy poleciałem! I było takie CHRUP! i...i dupa, o! Złamałem jej nos!
-Bill uspokój się... - mruknęła kobieta i wskazała na taboret gdzie usiąść miała dziewczyna.  Obserwował wszystko, z boku. Bał się, że zrobił jej krzywdę większą niż to możliwe. A ta krew...aż się wzdrygnął. A co jeśli by ją zabił?! Mógł jej przecież kość z nosa wbić w głowę. Och Panie...
-Już tak nie panikuj, bo poronisz. - rzuciła dziewczyna. Spojrzał na nią spod uniesionej brwi. To ona tu krwawi i nie panikuje a on oprócz bolącego czoła to jest cały a panikuje! No ale martwi  się o nią! Chciał tylko pogadać, a nie odrazu zabijać, to potem by było...
-Martwię się, a co jakbym cię zabił?!
-Ty to chyba na łeb spadłeś jak mały byłeś.
-Niby czemu?
-Bo się o mnie martwisz, a nie powinieneś.
-Jak nie? Nie pleć, wiem co robię.
Wzruszyła ramionami i syknęła gdy pielęgniarka ścisnęła lekko jej nos. Oparł się o ścianę  i westchnął.
-Wiecie, bez szpitala się nie obejdzie, złamany.
Oh, cholera, czyli teraz jeszcze musi jechać do szpitala, którego z całego serca nienawidzi! Boji się szpitali, igieł, lekarstw i innych takich. Siłą rzeczy, i tak pojechał. Przynajmniej z nią pogada, pozna i zakumpluje chociażby. Jest nowa nikogo nie zna, on też w sumie jakby był nowy. Nikt za nim nie przepada z powodu jego wyglądu, no ale kogo to obchodzi? Jego i tak nie. Na miejscu po dokładnym zbadaniu i opatrzeniu mogli w końcu stamtąd wyjść! Więc, w ramach przeprosin zabrał ją na ciastko.
Kocham ją, moja mała siostra..."

  Uśmiechnął się na to wspomnienie. Do dzisiaj ma zdjęcie jak ona jeszcze ma gips na nosie. Była to przyjaźń doskonała, nikt go tak nie rozumiał jak ona. Jego rodzice strasznie ją polubili. On znalazł sobie siostrę, przynajmniej tak on mówił. Zawsze komukolwiek, przedstawiał ją jako jego siostrę. Spędzali mnóstwo czasu razem. Ona grała na gitarze i paninie, on śpiewał. Chodzili razem na tył domu i grała mu a on śpiewał. Dopasowywali się pod każdym względem idealnie. Razem płakali, ściągali na testach, śmiali się czy krzyczeli. Dwa zagubione puzzle układanki. Co się popsuło...?
Otworzył oczy i ogłosił swoim towarzyszom, że już wracają. Źle się poczuł, miał wrażenie, że ktoś go uderza młotkiem w głowę i wbija małe igiełki dookoła serca. Zapewne był blady. Kim odrazu wzięła go pod rękę i biorąc torbę i koc ruszyli w stronę domu. Mijali ludzi, chociaż on już ich ledwo widział. Był potwornie słaby. Tak z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej osłabiony. Marzył o ciepłym łóżku, jakimś  filmie i spokoju. Wydawało mu się, że nie spał conajmniej trzy noce.
Gdy tylko przyszli, zniknął w pokoju i położył się spać. Jak to możliwe, że jedno tak ważne wspomnienie go dobiło? Tak nagle zapragnął ją znowu zobaczyć i przytulić. Wiedział, że jest z nią źle, ale nic z tym nie robił. Czyżbyś się Kaulitz bał? Boisz się, tego, że jak ją znów zobaczysz to nie zbierzesz ponownie uwagi na odejście? Bingo.

-Bill...? - Tom uchylił drzwi, ale gdy zobaczył, że jego brat nie śpi a wpatruje się w nierówno pomalowany sufit, wszedł do środka. Usiadł na łóżku i wypowiedział słowa tak ważne dla Billa - Niedługo święta, niecałe dwa miesiące. Musimy jechać, i ona też tam będzie.
Klamka zapadła.

"The sun also rises on those who fail the call
My life, it comprises of losses and wins and fails and falls"**

______________________________________________________________________

Tak zwany odcinek z dupy. Zasłabłam dzisiaj w szkole, a miałam robić poprawki tutaj w tekście, a że wyszło jak wyszło pewnie są błędy.
* Automatic Loveletter - My Goodbye
** Lana Del Rey - Money Power Glory

Wednesday, September 24, 2014

All monsters are human.


  Ciemność.  Egipskie ciemności wokół mnie. Cały pokój jest zimny. Nie mam tu nic co by nie przypominało mi o tym pieprzonym 29 sierpnia. Czuję się obco na własnym terytorium.  Wszystko poprzestawiane,  pozmienianie...  
  Jestem sama. Przychodząc do domu,  dałam każdemu wyraźnie do zrozumienia, że chce być sama. Dostałam jakiejś cholernej blokady.  Po prostu, siedzę tu o ciemku,  wpatruję się w nocną  panoramę Berlina i myślę.  Parapet, dość szeroki zresztą,  służy mi jako fotel. Mam szeroko otwarte okna, siedzę z pociągniętymi kolanami i myślę. 
Ciekawe jak czują się ludzie, którzy nie mają nikogo.  Tacy kompletnie sami.  Czy oni cokolwiek czują? A może nie chcą czuć? Doskonale wiem,  jak to jest mieć kogoś a zarazem nie mieć.  We wnętrz jesteś wypalony,  tylko małe ogniki pozostały wokół serca,  w dodatku tak nieliczne, że można je uznać za nic. Na zewnątrz pokazujesz, że jest okej.  Uśmiechasz się, rozmawiasz a nawet rzucasz żartami.  
Ile bólu musi być w takim człowieku bez nikogo.  Od czterech lat jestem właśnie pół na pół;  z ognikami... Dokładnie 14 marca straciłam osobę, która była moim bezpiecznym portem. Ramionami i miłością.  Nie, to nie był mój chłopak. To był KTOŚ. 
Nie potrafię teraz o tym mówić nie płacząc.  Dla mnie to wciąż świeża rana. Nadal krwawi gdy zdrapuję strup. 
Od tych czterech lata, również jest KTOŚ.  Taki, który jest a nie którego już nie ma.  Dlaczego o tym teraz myślę?  Nie wiem czuję taką potrzebę.  Myślę o wszystkim i o niczym.
Westchnęłam i spojrzałam na swoje poranione ciało.  Mimo, że większość juz się zabliźniła wciąż je czuję. Brzydzę się samej siebie,  przez własną głupotę mam to co mam. Jestem wstrętna,  nie ma we mnie niczego.  Po prostu, resztki uczuć ze mnie właśnie wyparowują. I jestem tego świadoma, ale nie potrafię tego zatrzymać. Dzieje się to co ma się dziać. Kiedyś dumna jak paw,  teraz szara myszka.  Boję się każdego kto tu wchodzi.  Simone,  Gordon,  Andreas... Żadne z nich nie może tu wejść.  Wtedy krzyczę i panikuję.  Jedyna osoba, która może tu wejść jest ponad sześćset kilometrów stąd.  Zostawiła mnie i odeszła,  nikt nie wie na jak długo.  Przykre.

  Dzień pierwszy.  
Z dnia na dzień jest co raz gorzej.  Nie jem nie piję.  Wychodzę do łazienki i po jakaś suchą bułkę i wracam biegiem do pokoju.  Potem  znowu wychodzę i wymiotuję w łazience.  Leżę w łóżku całe dnie.  Noce przesiaduję na parapecie.  Obserwuję jesień i miasto.  Po podłodze walają się setki szkiców i rysunków. Ołówki,  długopisy,  węgiel.  Niegdyś moją pasja, dzisiaj służy mi tylko do obejrzenia w jakim nastroju jestem. 
Wychodzą mi włosy z głowy, mam sińce pod oczami i zaczerwienia na rękach.  Łykam tabletki od lekarzy i dodatkowo biorę nasenne od kilku nocy.  Czy to juz depresja?

(...) Dzień dwunasty. 
Rozmawiałam dzisiaj z bardzo błyskotliwą osobą. Jest w identycznej sytuacji co ja. Nawet podobne jesteśmy!  
Wypaliłam pół paczki papierosów i wypiłam czteropak.  Uzależnienie?  Nigdy. Impreza nic więcej.  Kopnęłam w drzwi i rycząc z bezsilności wróciłam do rozmowy, przed lustrem.  Chyba mam depresję.

  Dzień trzynasty. 
Słyszałam rozmowę Simone z Gordonem. Chcą mnie oddać.   Sądzą, że oszalałam.  Boją się o mnie.  Boja się o siebie. Szukają błędu.  Myślą , że coś mi jest a ja tylko się nienawidzę i tęsknię. Depresja bardzo możliwa.

(...) Dzień dwudziesty ósmy. 
Naszkicowałam siebie.  Jestem jeszcze bardziej zniszczona.  Śmieszne, mam bulimię.  Wyglądam jak wieszak.  Wypadek mnie unicestwił. Tęsknota zabiła. Mam depresję.

-Otwórz te pierdolone drzwi! 
-Wynoście się stąd!  
-Otwieraj! 
-Nie! 
Upadłam na łóżko dusząc się łzami.  Zakryłam twarz dłońmi. Nikt nic nie rozumie.  Czuję się jak cień. Nic ze mnie już nie zostało.  Dzisiaj mam swoje osiemnaste urodziny.  Jeden sms a uderzyłam pięścią w ścianę.  "Wszystkiego najlepszego. Wrócę, weź się w garść. "
Nie rozumiał. Do cholery nie rozumiał.  Myśli, że jestem głupia?  Może postradałam większość rozumu ale coś mi zostało!  Te jego zdjęcia w internecie z dziewczyną.  Ciągle ta sama. Wiem, że jest w drodze do LA.  Moja nienawiść rośnie.  Nie ma go od trzech miesięcy. Wyjechał bez słowa,  w środku nocy.  Uciekł jak tchórz a obiecał mi!  Miał mi pomóc!  Miał przy mnie być.  Tak zawsze sobie obiecywaliśmy. Zawsze straciło na wartości.

  Klęczałam w łazience na płytkach pochylając się nad ubikacją.  Korzystając z tego, że jestem sama w domu poszłam jeść. A potem wymiotować.  
Trzymałam włosy jedna ręka a druga podpierałam się. Słabo mi było, ale to już od kilku dni. Wstałam i spuszcając wodę przepłukałam usta. Zabrałam dwie dwu litrowe butelki wody do pokoju. Znowu się zamknęłam i odcięłam od świata. Jestem beznadziejna.  Ludzie mnie skrzywdzili teraz ja krzywdzę się sama. Jednak krzywda od innych zawsze będzie na mojej skórze.


" I'm in the foreign state
My thoughts they've slipped away
My words are leaving me
They caught an airplane
Because I thought of you
Just for the thought of you."*


  Zaczęłam stukać bezmyślnie paznokciami o szybę. Obserwuję niebo i czekam na deszcz.  Deszcz jest piękny, jesień jest piękna.  Niebo szarzało z każdą chwilą aż wkońcu pojedyńcze krople zaczęły uderzać o szybę. Zamknęłam oczy i uciekłam myślami do jednego dnia.

"-Gdzie idziemy?  Przecież pada! - zawołałam gdy Bill ciągnął mnie prze ogród na ulicę. 

-To tylko deszcz!  Nie jesteś z cukru. Niespodziankę mam. - uśmiechnął się czarująco, uśmiechem,  którym uśmiechał się tylko do mnie.  Pokręciłam głową i dałam się ciągnąć przed siebie. 
Przez las i łąkę,  aż nad skarpę.  Obrzeża Berlina są piękne.  Dookoła deszcz i ciemne niebo nad nami.  Usiedliśmy na trawie i spoglądaliśmy przed siebie na uśpione miasto. To naprawdę niesamowite miejsce.  Ma w sobie urok, który nie każdy zobaczy. 
Oparłam brodę o jego ramię i uśmiechnęłam się. 
-Wiesz co chciałem?  - pokręciłam głową. - Chciałem Ci pokazać co tracisz będąc taką zabieganą. Zwolnij czasami i zobacz jak pięknie jest dookoła.  Tylko twoje i moje serce to zobaczy..."
  
  Znowu mnie okłamał. To piękno nie istnieje.  Ludzie niszczą to wszystko po kolei.  Niszczą nawet samych siebie. To co było nie wróci.  I on też nie...

Otarłam wierzchiem dłoni łzy i oparłam potylicę o ścianę.  Muszę dać radę.  Wytrzymać tylko miesiąc, potem będzie juz dobrze.  Żadnej mnie i problemów.  Będzie nicość.  Taka jedna nicość...
Otworzyłam zdezorientowana oczy,  gdy usłyszałam znaną mi niegdyś melodię.  Zsunęłam się na ziemię i chwiejnym krokiem podeszłam do biurka. Chwyciłam telefon, który ostatnimi czasy siedział cicho.  Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam.  Serce na chwilę się zatrzymało by po chwili ruszyć dwa razy szybciej. Nie dzwonił,  nie pisał.  

Dzwoni Bill. 

Wahałam się czy odebrać i wysłuchać co ma mi do powiedzenia, ale zrezygnowałam.  Usiadłam obok łóżka i odkładając telefon obok swoich stóp oparłam czoło o kolana. Dlaczego nie odebrałam?  Sama nie wiem. Może dlatego, że moja tęsknota by wzrosła a depresja pogłębiła. Nie widziałam go tyle czasu.  Mam do niego uraz, za to wszystko. 
Nie zadzwonił następny raz. Nie napisał, odpuścił i tyle w temacie. 
Teraz w głowie mam tysiąc myśli bo co jeśli jednak wróci?  Kim będzie dla mnie a kim ja dla niego? Kim będzie ta laska ze zdjęć...
Znowu moja osobowość blaknie.  Wracam do starej siebie; cichej i zamkniętej. Najpierw tak mi pomagał a teraz zostawił. Nie odbiorę,  ani teraz ani nigdy. Jak się martwi niech przyjeżdża. Zresztą nie wierzę, że Simone mu nie powiedziała w jakim jestem stanie. Sama dobrze wiem w jakim jestem. Nic z tym nie zrobię tak jest dobrze.
Muszę nauczyć się żyć bez niego. Nie będzie tak jak kiedyś, nie będę żyła tak jak wtedy gdy mnie zmienił. 

*~

  Siedział na pościelonym łóżku i palił drugiego papierosa. Za oknami było słychać jak Los Angeles się bawi. W sobotę, każdy wybierał się na imprezę ze znajomymi. Sam dawno pewnie byłby już w jednym z klubów gdyby nie jedna sprawa. Zaciągnął się papierosem i podszedł do drzwi balkonowych by je rozsunąć i oprzeć się o futrynę patrząc tępo przed siebie. Czuł się nieswojo i dziwnie. Minęło sporo czasu, chciał by ona nauczyła się żyć sama. Nie mogli wiecznie razem być wszędzie, chciał nauczyć ją samodzielności. Wyjechał, niezważał na to jak to przyjmie. Decyzja zapadła w nocy, szybko zabukował bilety, i zabierając Toma wyjechali. Nawet udało mu przez chwilę poczuć się wolnym. Pierwsze dni spędził z bratem na Malediwach sporo imprezując. Pił, spał i znów pił. Tom dotrzymywał mu kroku i różnież nie zostawał w tyle. Jedna nocna przygoda przywiązała go do jednej kruchej osoby. Długie rude włosy owijał każdej nocy o nadgarstek, całował pełne malinowe wargi, gładził chude biodra i wpatrywał się w fiołkowe oczy. Zabrał ją, niezważał na nic, na to czy ktoś im zrobi zdjęcie czy nie, czy ONA się dowie - miał gdzieś. Chciał mieć tą kruchą istotkę przy sobie i tak też się stało. Poczuł tak silną więź z nią gdy pierwszy raz ją spotkał, nie czuł tego już tyle czasu...
Westchnął gdy droobne dłonie oplotły go w pasie a nagie ciało przywarło do jego pleców. Pogładził opuszkami jej splecione dłonie i uśmiechnął się. Zgasił papierosa i odwróćił się przodem do Kim. Chwycił jej twarz w dłonie i delikatnie pocałował a potem wtulił twarz w jej szyję wciągając zapach wanilii.
-Bill..dzieje się coś? Jesteś jakiś dziwny. - zapytała rysując kółeczka na jego nagich plecach. Pokręcił tylko głową i mocniej się do niej przytulił. Było mu dobrze, zawsze przy niej było mu tak idealnie dobrze, że aż prawie nierealnie. 
-Wszystko okej. Kocham Cię.. - nic nie odpowiedziała bo pocałował ją w czubek głowy i zaciągnął ją do środka zamykając drzwi. Spojrzał na nią jak zakłada szlafrok na ramiona i poszedł w jej ślady. Usiadł na łóżku a ona wdrapała się na jego kolana. Gładził jej ramię i całował we włosy. - Chciałbym by było tak zawsze...
Podniosła głowę i spojrzała na niego ździwiona. 
-Znaczy jak?
-Tak jak teraz. Ja, Ty i Tom. Jestem szczęśliwy. - powiedział i uśmiechnął się przeczesując dłonią włosy. Miał obawę, że to mogłoby kiedyś zniknąć. Starał się wszystko zatrzymać przy sobie i nigdy nie tracić.
-Będzie Billy...nie zostawię Cię.

Słyszał wszystko. Akurat przechodził i usłyszał jak rozmawiają. Nigdy nie podsłuchiwał, ale tym razem ciekawość zwyciężyła. Przystanął w miarę blisko drzwi i słuchał. Doszły do niego słowa, które wywołały u niego szeroki uśmiech. Serce cieszyło się strasznie. Jego brat pierwszy raz od długiego czasu przyznał, że jest szczęśliwy. Cieszył się jego szczęściem. 
Bardzo lubił Kim, była naprawdę urocza. Pasowała do jego brata perfekcyjnie. Nie to co ta cała Annie. An, była zbyt odważna i nawet agresywna. Często go denerwowała więc nie widział jakotakich powodów by się z nią bardziej zadawać niż to konieczne. Może i za brzydka nie była ale ładna w sumie też, taka przeciętna. Z biegiem czasu strasznie się zmieniła co wogóle było straszne. Jej wygląd, jej spoób bycia, niegdyś cicha mszka stała się drapieżcą. Bill był nią zauroczony, przyjaźnili się już kilka lat. Wiedział, że jego brat się "dusi" będąc w takiej przyjaźni, ale jednak było w niej coś, co go przy niej trzymało. 
A potem ten cholerny wypadek. Pamiętał go.
Byli razem na imprezie u Anderasa, An piła i tańczyła z każdym. Bill i on rozmawiali i plili ale nie tyle co ona, więc myśleli w miarę trzeźwo. Pamiętał te łzy, które toczył się z oczu jego brata gdy ta wjechała prosto samochodem w drugi samochód. Głupi zakład, przez takie coś utrzymywała się w śpiączce tyle czasu... Nie ważne kim była ani kim jest, chciał ją udusić za łzy i rozpacz Billa. Od tej pory stała mu się bardziej obojętna niż kiedyś. 
Zdziwił się więć gdy jego brat przyszedł w nocy i oznajmił, że się wyprowadzają. Miał po cichu się spakować i zejść na dół. Pojechali więc bez słowa na Malediwy by poimprezować i się odprężyć. Należał im się odpoczynek. Wtedy na jednej imprezie poznał właśnie Kim. Przetańczyła z jego bratem większość czasu, z nim rónież tańczyła. Po wszystkim spotkali się ponownie i ich znajomość rozkwitła i razem we trójkę wyprowadzili się do Los Angeles by odciąć się od Annie. Nowe życie, nowi ludzie, nowy start...

--------------------------------------------------------------
*Birdy - Wings
Dziękuję za opinie spod prologu!  Bardzo mnie to zmotywowało. Liczę, że was przybędzie.  Jak widać blog niedokońca ogarnięty ale nie mam na to czasu xD Pamiętajcie by zostawić po sobie najmniejszy komentarz chociażby!  To bardzo daje mi kopa.
Ah, i jeśli ktoś zechce mi pomóc i potrafi robić szablony to proszę o jakiś  kontakt do siebie w komentarzach!  ;)

Friday, September 19, 2014

Prologue


  Czasami życie wydaje się nam smutne. Czasami wszyscy ludzie wydają się być smutni. 
Czasami niegdyś wesołe dzieci zdają się być smutne. Wszystko traci kolory. Trudno udawać kogoś innego. Tutejsze miasto mimo całkiem sporej populacji wydaje się małe. Każdy każdego kojarzy bądź zna. Przez 5 lat mieszkania tutaj zorientowałam się jacy ludzie są wścibscy i jak bardzo lubią wymyślać niestworzone historie.
Nie mówię o tym, że chciałabym aby każdy całował mnie po stopach, ale liczyłam na odrobinę szacunku bądź tolerancji. Ludzie mnie brzydzą, zniszczyli moją opinie o nich w dniu, w którym przekroczyłam mury tej przeklętej szkoły. Dlaczego nie potrafię cofnąć czasu? 
Bardzo bym chciała każdego naprawić. Inny nie znaczy gorszy. Ludzie tacy jak ja są słabi i tłamszą emocje w sobie nie pozwalając im wyjść. Dopiero gdy już się otworzymy przed kimś wszystko wychodzi na światło. Łzy, krzyk i ból. 
Czasami brakuje nam ramion, które nas otulą i ukołyszą. Brakuje nam ust, które będą składać pocałunki na czubku głowy i które będą szeptać, że wszystko co złe kiedyś się kończy. Jestem silna emocjonalnie. Nie płaczę. Wróć, nie płakałam...
  Odkąd tylko pamiętam, każde moje wspomnienie było dość wesołe. Jeden człowiek sprawił, że w niecałe pół godziny łzy leciały mi już tylko ze śmiechu. Białe ale za to krzywe ząbki dodawały mu uroku gdy śmiał się. I za to go kocham. Był mój i nadal jest. Mój najcenniejszy przyjaciel, brat, pocieszyciel, nauczyciel i przede wszystkim, mój stróż. Zawsze przy mnie, zawsze razem.

  Nigdy się nie kłóciliśmy. Byliśmy jak ogień i woda, jak Yin i Yang. Różni ale tworzący jedność. Jedno uzupełnia drugiego. On mnie uczył ja uczyłam jego. Nie pamiętam by była sytuacja z, której nie wyszliśmy cało. 
On zawsze zwracał na siebie uwagę. Otworzył mnie i nauczył pokazywać siebie innym. W przeciągu 5 lat stałam się kimś kim byłam zawsze ale nie potrafiłam się ujawnić. Razem od tamtej pory zwracamy na siebie uwagę, ale kogo to obchodzi? Jesteśmy wolni. Cieszymy się każdą chwilą. I być może zbyt mocno ja to robiłam. Przez moje branie z życia wszystkiego co najlepsze, balansuję na krawędzi pomiędzy życiem a śmiercią. Teraz nie mogę się dogadać z własną duszą. Śmieszne.
Obudzę się dla niego. Słyszę co mówi, jak łka i błaga bym otworzyła oczy. Jak bardzo chce mnie usłyszeć. Jestem jego małą księżniczką. Zawsze tak mówił. Mówił tak i teraz, w dzień i w nocy. Nie zostawiał mnie tutaj na długo. Trwał, po prostu tutaj był i to mi pokazało kim dla niego jestem.
  Życie wymaga od nas całkiem sporo. Poświęcenia są nieraz tak straszne, że wolimy zniknąć niż walczyć. Miłość bywa ślepa. Będąc zakochanym czujesz się pusty wewnątrz. Można kogoś kochać jak brata czy siostrę ale nigdy nie kochaj jak kogoś więcej. To jak samobójstwo. Na ziemi jest pond 7 miliardów ludzi i prawie każdy szuka miłości. Czują się samotni, wiedzą, że chcą mieć kogoś. Tak naprawdę to oni nie wiedzą na co się szykują. Bądźmy więc samobójcami. 
  Cisza jest krępująca, gdy kiedyś niekończące się tematy, stają się niczym. Nagła zmiana w ludziach i wszystko co było traci sens. Ludzie szukają sensu wraz z latami zapominają co było dla nich kiedyś najważniejsze. Starych przyjaciół zastępują nowymi, zmieniają mieszkania i prace, odcinają się od przeszłości. Większość tak ucieka przed problemami. Też taka kiedyś byłam. Tchórzyłam za każdym możliwym razem i taka prawda. Chciałam być dzieckiem gorszego Boga. Zawsze tak mówiłam. Tylko ja sama mogłam się zmienić, przynajmniej tak myślałam. A potem zjawił się on i nic nie było takie same…

"I don't even go see outside the ground and find the feeling that's inside me,
Forever calm and faceless love,
Please don't take this life from me."*

"Droga Duszo, nie opuszczaj mnie.
Chciałabym jeszcze raz zobaczyć te czekoladowe oczy. Poczuć zapach tych perfum i szamponu do włosów. Usłyszeć ten śmiech, który co dzień rano witał mnie pod drzwiami. Pozwól mi przejść się krętą ścieżką lasu na boso. Daj mi jeszcze chwilę, bym mogła się nacieszyć jego obecnością. Tylko tyle. Chcę się z nim położyć na kocu wśród pól i zasnąć w jego ramionach. Ciągle wspominam jak mnie zabierał na spacery w deszczu. Jak gonił się z psami by potem mógł upaść na koc obok mnie i swojego brata. Oh, a pamiętasz? W zeszłym roku, na moje urodziny zabrał mnie pod namiot i się zgubiliśmy. Potem Tom nas szukał, i tak nie znalazł. Kocham wspomnienia związane z tą Czarnowłosą Zmorą. Jest moim przyjacielem od tylu lat. Nigdy mnie nie zostawił, zawsze bronił i ocierał łzy porażki. Jego brat choć nie przepada za mną szczególnie to też się martwi. Bill cierpi to i jemu się udziela. 
Więc moja kochana zostań jeszcze. Obie wiemy, że to nie czas. To się nie miało tak skończyć. Przez moją nieuwagę mam zakończyć już te 18 lat? Nawet jeszcze tyle nie minęło! Mogę cierpieć, ale tylko daj mi szansę na jego zobaczenie. Strasznie mi go brakuje. Wiem, że siedzi właśnie obok na krześle. Słyszę go i Toma. Są tutaj i zmieniają się tylko by jeden mógł iść do domu. Oni także cierpią. Musisz być wyrozumiała, nie krzywdź ich. Pewnego dnia pozwolę Ci odejść ale wtedy ich na to przygotuję. Zrozumieją, zawsze rozumieli. Są bardzo mądrzy. Zaraz otworzę oczy i rzucę się im na szyję. Ty zostań ze mną. Bez Ciebie nie otworzę oczu i nie zacznę sama oddychać. Wejdź z powrotem na swoje miejsce i nie uciekaj. Wiem, że lubisz gdy tyle myślę. Wtedy czujesz, że ty żyjesz a ja... A ja mam powód by myśleć. 
Teraz ścisnę dłoń Czarnego, która trzyma moją i otworzę oczy, a ty mi pomóż. Dobrze? Na trzy. Raz...dwa...trzy...!"

-Doktorze! Ona się obudziła!

-Matko święta...cud się stał! Siostro...!
_________________________________________________________________________________
*Motionless In White - Violets are blue