Wednesday, October 1, 2014

Forever Or Never


   Jak to możliwe, że jestem świadoma? Jeszcze kontaktuję, tylko mi słabo.
Od wczoraj właściwie to nie wstaję. Leżę w łóżku i zastanawiam się ile będę w stanie znieść. Ile będę mogła wylać łez? Wyglądam jak siedem nieszczęść, a ta przeklęta świadomość, że mam jakąś tam depresję nic mi nie pomaga. Bo w sumie pierwszy raz spotykam się z tym, że ktoś jest świadom, że ma depresję. Jakieś dziesięć minut temu wyszła odemnie Simone. Tak, wpuściłam ją... Rozmawiałyśmy, chociaż nie wiem czy rozmową można to nazwać, bo tylko ona mówiła. Cały czas siedziałam na skraju łóżka i wpatrywałam się w okno. Byłam nieobecna duchem. Nie słuchałam jej, nawet miałam ją gdzieś. Niech tu sobie siedzi, jeśli myśli, że coś wskóra. Powodzenia.
Jest 29 październik, jakieś dwa miesiące po wypadku. Za oknem coraz szybciej ciemno i zimno. Liście całkowicie brązowe leżą na chodnikach a łyse drzewa wydają się przez to smutne. Ludzie nie wychodzą już z domów bez konieczności. Ja wogólne nie wychodzę, od miesiąca przeszło. Annie Lorey, przyszła pani psycholog... Jasne, sama niedługo będę potrzebować psychologów. Jestem zagubiona. Muszę, choć na chwilę wyjść, nie mogę przepuścić jesiennej pogody. Kocham marznąć idąć pośród liści i nic mnie nie zatrzyma. To tylko na chiwlę, wrócę przecież.
  Wstałam z łóżka i na palcach wymknęłam się do łazienki i zamknęłam się. Napuściłam do wanny wodę i rozebrałam. Całkowicie naga stanęłam przed lustrem, miałam twarz bez wyrazu. Nie wiem ile było mnie we mnie, ale już nie poznawałam siebie. Chuda, wystające kościo biodrowe, rzebra, kościste palce i odstające obojczyki. Pamiętam jak byłam młodsza i zawsze chciałam mieć odstające obojczyki...
Chwyciłam kosmyki włosów w palce i zapragnęłam coś zmienić. W sumie nawet nie wiem co...jeszcze nie czas na zmiany. Kopnęłam ubrania w kąt i patrząc na wagę z obrzydzeniem, ominęłam ją i weszłam do wanny. Usiadłam i zamknęłam oczy odchylając głowę do tyłu.

"-Zamknij oczy! To będzie fajne!
-Bill, ja się boję. A co jeśli będę łysa?
-Oszalałaś. - pokręcił głową, a potem chwycił mnie ręką za ramię i posadził na krześle. Drugą ręką mimo moich protestów, nałożył mi pierwszą warstwę farby.
-Bill debilu! I tak nie będę ładna!
-Racja! Piękniejszą być nie można! "

  Masz ci los! Pobeczałam się. Nienawidzę tych pieprzonych wspomnień. Dlaczego jak już go nie ma to coś wraca?! Niech mnie to już zostawi, błagam... Zakryłam dłonią usta i łkałam. Dusiłam się i miałam wrażenie jakbym się rozpadała na miliony drobinek. Jak szklanka, którą ktoś upuścił. Zsunęłam się niżej i zniknęłam pod taflą wody. Otworzyłam oczy i wpatrywałam się w górę. Wstrzymywałam oddech a ręką drapałam się po udzie. Było mi tak cholernie źle. Znowu i znowu...

"Cause you've got me so strung out
When you leave and come around
Yeah
How am I supposed to breath
The more I live its killing me"*

 Wynurzyłam się łapczywie łapiąc powietrze. Jak oparzona wyskoczyłam z wody i owinęłam się ręcznikiem, a drugi zawinęłam na włosach. Stanęłam oparta o szafkę i oddychałam spokojnie. Przerażająco chude nogi trzęsły się. Powoli zaczęłam podchodzić do drzwi a gdy w końcu uciekłam z łazienki i weszłam do pokoju usiadłam na łóżku. To tylko chwila, jeden spacer - dam radę.
Ubrałam się powoli i wysuszyłam mokre włosy. Naciągnełam botki na stopy i zarzuciłam płaszcz na ramiona. Chiwla dosłownie chwileczka, nie dpuszczę sobie jesiennej pogody, zwłaszcza tak pięknej. Zeszłam na dół i od razu napotkałam zdziwione spojrzenie Gordona.
-Annie? Co ty robisz, wychodzisz? - spytał zdziwiony unosząc jedną brew i siadając bokiem na kanapie. Podrapałam się po nosie i spojrzałam na korytarz i drzwi wejściowe. Tępo się w nie wpatrując pokiwałam głową ale nie ruszyłam się dalej. Gordon wstał i podszedł do mnie otaczając mnie ramionami, pocałował mnie w czubek głowy i odprowadził do drzwi. Zatrzymał się i chwytając za ramiona odsunął mnie od siebie i nachylił się patrząc mi w oczy. - Jestem z Ciebie cholernie dumny.
Zostałam sama, wyciągnęłam dłoń przed siebie i położyłam na klamce naciskając. A może jednak nie mam depresji? Jestem tylko przewrażliwiona...?  Przecież...a jeśli jednak? Otrząsnęłam się szybko z myśli i potarłam twarz dłońmi. Na powrót chwyciłam za klamkę i tym razem pewna siebie wyszłam za próg. Stanęłam jak wryta. Znacie te uczucie gdy po ponad miesiącu wychodzisz z domu? Jesienny wiatr owinął moją sylwetkę i rozwiał włosy, przymknęłam oczy cała spokojna. Wyszłam za bramę i szłam chodnikiem, z rękoma w kieszeniach i uśmiechałam się. Był to mój pierwszy szczery uśmiech od dwóch miesięcy. Od czasu wypadku, nigdy nie byłam tak zadowolona. Kopałam liście i uśmiechałam się do dzieci, które wracały z rodzicami ze szkoł do domu. Nie mam bladego pojęcia ile tak spacerowałam, ale gdy wróciłam do domu było już po 20. Simone od razu mnie przywitała mnie kubkiem gorącej czekolady, za co podziękowałam jej uśmiechem. Wróciłam na górę i usiadłam z czekoladą pod zamkniętymi drzwiami.
Znowu nawróciły mi myśli, któych chciałam się pozbyć. Nie rozumiem...skoro jeśli stąd wyszłam i było mi dobrze, a teraz wróciłam i znowu mnie wszystko dobija... Czyli muszę się stąd wyprowadzić. Mam skończone 18 lat. Nie muszę się pytać ich o zgodę. Mimo wszystko muszę coś z tym zrobić. Byli dla mnie jak rodzice, przez tyle lat mnie wychowywali, dbali, kochali. Dali mi prawdziwy dom! Mieszkałabym i z nimi może dłużej, ale nie potrafię. Nie wiem gdzie teraz pójdę. Tutaj też nie zostanę.

  Święta już się zbliżają. Po nowym roku, się wyprowadzę. Najpierw chcę iść do lekarza... Śmieszne jest to, że nie jestem pewna czy mam tą depresję! Naprawdę, jakiś czas temu wydawało mi się, że ją mam nawet! Ale już nie jestem pewna no bo...bo no bo. W każdym razie, muszę się uzbroić w cierpliwość. Jestem świadoma tego, że on tu napewno będzie na święta. Może lepiej by było gdybym wyszła wtedy? Jak zareaguję na jego obceność? Nie chcę mu już nigdy pokazywać swoich łez, nigdy się już przed nim nie otworzę, nie zasłużył na nic. Niech spada do tej jego dziewczyny...

*~

  Leżał na kocu plażowym z zakopanymi stopami w piasku. Chłodny wiatr ze strony morza wiał i delikatnie gładził jego skórę. W oddali słyszał śmiechy brata i jego dziewczyny, którzy bawili się z jego psami. Został wyciągnięty praktycznie siłą z łóżka przez brata. Obiecał mu to wyjście już dawno ale nie sądził, że dzisiaj gdy męczył go kac tak wielki, że ledwno funkcjonował, zostanie zabrany na plażę. Więc leżał z okularami na nosie i wsłuchiwał się w każdy dźwięk. Nafaszerowany, wszelkiego rodzaju tabletkami przeciw bólowymi, z miną cierpniętnika zgodził się.
-Bill! - pisk jego dziewczyny posadził go do pionu. Szybko biegła w jego stronę, zdążyła tylko wskoczyć za niego i schować się za jego plecami, w momencie gdy Tom oblał go wodą z wiaderka. Dreszcz przeszedł przez jego kark i dostał gęsiej skórki. - Jej Billy bohaterze ty mój. - Rudowłosa zaśmiała się, i pocałowała go w policzek. On tylko wstał ostrożnie i spojrzał na brata ciskając w niego piorunami z oczu. Tom uniósł w górę ręce i zaczął uciekać.
-Zabiję cię Tom! - wrzeszczał za nim i gonił go brzegiem plaży. Nie był zły, po prostu uznał, że fajnie będzie pogrozić bratu, chociażby dla samej zabawy.
-Billuś skarbeńku mój! No dajże spokój! - śmiał się Tom i nagle runął jak długi twarzą w piasek. Bill korzystając z tego, wskoczył mu na plecy i przeturlał się z nim w stronę wody. Podtapiali się i bili się łopatkami, które pożyczyli od dzieci z brzegu. Zabawa sprawiła, że wyszli cali zmęczeni.
Opadli koło Rudowłosej na koc i chwycili po butelki z wodą. Billowi przypomniały się właśnie chwile z dzieciństwa. Wtedy każdy dzień był bez problemu, nawet szkoła była do zniesienia. Od zawsze kierował się "Leb Die Sekunde". Nie myślał kiedy robił, a i tak wychodziło mu to na dobre. Nie poddawał się gdy dostał kosza od dziewczyny, zawsze szukał innej tak czy siak. Był młody i głupi, wtedy mieć dziewczynę to jak wygrać w totka. Chwaliłć się nią i być jak najdłużej by Ci zazdrościli, ale nigdy tak naprawdę nikt nie wiedział co to prawdziwa miłość. On nie wiedział, aż do czasu. Owszem, kochał swojego brata jak brata, ale pewnego dnia pokochał kogoś innego. Drobna, wrażliwa, spędzająca samotnie czas. Zawsze siedziała sama a na przerwach siadała na jednej i tej samej ławce. Nie wytrzymał i pewnego dnia poprostu podszedł do niej. Właścwie to chciał podejść, ale ktoś go popchnął a ten runął jak długi wprost na nią. Uderzył czołem w jej nos, który niestety został złamany.


"-Oh, matko, wybacz! -  krew, krew, krew! Złamał jej nos. Co za wtopa, zawsze coś musiał odwalić bo jakżeby inaczej! Chwycił ją i postawił na równe nogi. - Błagam Cię pochyl głowę i chodź!
-Przywalę Ci. Jezu mój nos...
Nic się nie odzywał tylko zaciągnął ją na ostatnie piętro szkoły do pielęgniarki. Bez pukania wleciał do środka. Zastał tam panią pielęgniarkę i woźnego, którzy ewidentnie flirtowali ze sobą. On nie zrażony zaczął gadać i gestykulować jedną ręką, gdyż drugą nadal ściskał dłoń dziewczyny.
-...i wtedy poleciałem! I było takie CHRUP! i...i dupa, o! Złamałem jej nos!
-Bill uspokój się... - mruknęła kobieta i wskazała na taboret gdzie usiąść miała dziewczyna.  Obserwował wszystko, z boku. Bał się, że zrobił jej krzywdę większą niż to możliwe. A ta krew...aż się wzdrygnął. A co jeśli by ją zabił?! Mógł jej przecież kość z nosa wbić w głowę. Och Panie...
-Już tak nie panikuj, bo poronisz. - rzuciła dziewczyna. Spojrzał na nią spod uniesionej brwi. To ona tu krwawi i nie panikuje a on oprócz bolącego czoła to jest cały a panikuje! No ale martwi  się o nią! Chciał tylko pogadać, a nie odrazu zabijać, to potem by było...
-Martwię się, a co jakbym cię zabił?!
-Ty to chyba na łeb spadłeś jak mały byłeś.
-Niby czemu?
-Bo się o mnie martwisz, a nie powinieneś.
-Jak nie? Nie pleć, wiem co robię.
Wzruszyła ramionami i syknęła gdy pielęgniarka ścisnęła lekko jej nos. Oparł się o ścianę  i westchnął.
-Wiecie, bez szpitala się nie obejdzie, złamany.
Oh, cholera, czyli teraz jeszcze musi jechać do szpitala, którego z całego serca nienawidzi! Boji się szpitali, igieł, lekarstw i innych takich. Siłą rzeczy, i tak pojechał. Przynajmniej z nią pogada, pozna i zakumpluje chociażby. Jest nowa nikogo nie zna, on też w sumie jakby był nowy. Nikt za nim nie przepada z powodu jego wyglądu, no ale kogo to obchodzi? Jego i tak nie. Na miejscu po dokładnym zbadaniu i opatrzeniu mogli w końcu stamtąd wyjść! Więc, w ramach przeprosin zabrał ją na ciastko.
Kocham ją, moja mała siostra..."

  Uśmiechnął się na to wspomnienie. Do dzisiaj ma zdjęcie jak ona jeszcze ma gips na nosie. Była to przyjaźń doskonała, nikt go tak nie rozumiał jak ona. Jego rodzice strasznie ją polubili. On znalazł sobie siostrę, przynajmniej tak on mówił. Zawsze komukolwiek, przedstawiał ją jako jego siostrę. Spędzali mnóstwo czasu razem. Ona grała na gitarze i paninie, on śpiewał. Chodzili razem na tył domu i grała mu a on śpiewał. Dopasowywali się pod każdym względem idealnie. Razem płakali, ściągali na testach, śmiali się czy krzyczeli. Dwa zagubione puzzle układanki. Co się popsuło...?
Otworzył oczy i ogłosił swoim towarzyszom, że już wracają. Źle się poczuł, miał wrażenie, że ktoś go uderza młotkiem w głowę i wbija małe igiełki dookoła serca. Zapewne był blady. Kim odrazu wzięła go pod rękę i biorąc torbę i koc ruszyli w stronę domu. Mijali ludzi, chociaż on już ich ledwo widział. Był potwornie słaby. Tak z chwili na chwilę stawał się coraz bardziej osłabiony. Marzył o ciepłym łóżku, jakimś  filmie i spokoju. Wydawało mu się, że nie spał conajmniej trzy noce.
Gdy tylko przyszli, zniknął w pokoju i położył się spać. Jak to możliwe, że jedno tak ważne wspomnienie go dobiło? Tak nagle zapragnął ją znowu zobaczyć i przytulić. Wiedział, że jest z nią źle, ale nic z tym nie robił. Czyżbyś się Kaulitz bał? Boisz się, tego, że jak ją znów zobaczysz to nie zbierzesz ponownie uwagi na odejście? Bingo.

-Bill...? - Tom uchylił drzwi, ale gdy zobaczył, że jego brat nie śpi a wpatruje się w nierówno pomalowany sufit, wszedł do środka. Usiadł na łóżku i wypowiedział słowa tak ważne dla Billa - Niedługo święta, niecałe dwa miesiące. Musimy jechać, i ona też tam będzie.
Klamka zapadła.

"The sun also rises on those who fail the call
My life, it comprises of losses and wins and fails and falls"**

______________________________________________________________________

Tak zwany odcinek z dupy. Zasłabłam dzisiaj w szkole, a miałam robić poprawki tutaj w tekście, a że wyszło jak wyszło pewnie są błędy.
* Automatic Loveletter - My Goodbye
** Lana Del Rey - Money Power Glory

2 comments:

  1. Moja Droga, Najwspanialsza....dalej nie wiem o co chodzi. Wypadek, depresja, bliźniacy w LA. Dlaczego ona mieszka z Simone, dlaczego Tom jej nie lubi. Nie ogarniam tego. Poważnie.
    I dalej nie wiem, co mam Ci napisać, bo kompletnie nie mogę nic skleić, albo mogę tylko jeszcze tego nie widzę.
    W każdym razie, czekam pilnie na kolejny odcinek!
    PS Nie mdlej już :*

    ReplyDelete
  2. Odcinek niby z dupy, ale podoba mi się. Naprawdę, Aż mnie samą zabolał nas, gdy Bill wspominał sobie dawne chwile. Chwile, w których był szczęśliwy, oczywiście teraz też jest, ale to nie to samo, co wtedy. Muszą się spotkać, odwrotu nie ma, ale jakie będą ich stosunki? Tom, raczej nie będzie żywił do niej sympatii. Może i ma depresję, a może nie? Wiesz, mi się czasami wydaje, że mam rozdwojenie jaźni, ale jak o tym więcej myślę to stwierdzam, że jestem porąbana i powinnam ich do psychologa. Rodzice też tak uważają, ale boję się tego, co mogę usłyszeć od specjalisty. Także podziwiam ją za odwagę pójścia do lekarza. Czekam i dużo weny życzę! I nie przemęczaj się tak na tych studiach, bo jak tak dalej pójdzie to nam będziesz mdlała co jakiś czas. Trzymaj się i odpoczywaj :3

    ReplyDelete